Wychodząc miałem świetną okazję do zrobienia zdjęcia głównej siedzibie Smithsonian Institution mieszczącej się w takim oto pałacyku:
i na koniec po drodze do hostelu uliczna zumba
;-) tyle, że tu zumbę się ćwiczy do hiphopu
;-) taki kraj
;-)
I to by było na tyle z Waszyngtonu, powiem Wam szczerze, że nie wiem co ludzie widzą w Waszyngtonie, że umieszcza się go na szczycie miast do zobaczenia w USA. Mi się bardziej podobał Nowy Jork - jestem sobie w stanie wyobrazić, że jest to jedno z tych miast do których chciałbym wrócić, tak jak Tokio czy Sydney, natomiast Waszyngton... chętnie bym zobaczył jeszcze kilka muzeów jeśli miałbym czas, ale nie przyjechałbym tu specjalnie po to by zobaczyć jeszcze raz to co już widziałem. Dla mnie to miasto z tych, które można odhaczyć na liście i zostawić w spokoju
;-) Choć nie można mu odmówić, że ma swój klimat, ale nie mój
;-)
Dzień 9 Montreal
Dzień rozpoczynamy na lotnisku krajowym imienia Reagana z którego odbędę lot międzynarodowy do Kanady
;-) tak, tak, jak zwał tak zwał. Lotnisko to jest dużo wygodniejsze niż IAD, gdyż można na nie dojechać po prostu metrem. Na miejscu okazuje się, że Air Canada, którą to lecę do Montrealu odprawiana jest w starym terminalu i zabierze mnie tam darmowy bus lotniskowy. Tak też się stało i oto jestem:
Podczas nadawania bagażu zostałem poproszony o kartę kredytową, którą zapłacę za pierwszą sztukę bagażu. Podałem pani kartę ze statusem Star Silver z Aegeana i ta dziwnie na nią spojrzała, ale próbowała ją sczytać kilkukrotnie po czym mnie zapytała czy to na pewno karta kredytowa... po chwili wyjaśnień zostałem zwolniony z opłat i plecak poleciał za darmo.
Security bardzo sprawne, pan z TSA jeszcze się upewnił czy nie przekroczyłem swojego dozwolonego czasu pobytu w USA i znalazłem się w malutkiej części airside terminala. Okazało się, że lata stąd także Southwest i (jeszcze) Airtran:
Ciekawy patent na boarding - ustawianie ludzi rzędami jeszcze zanim się ustawi kolejka.
Stąd lata też zupełnie inne zwierzę - Frontier
Patrzę na kartę pokładową, a tam nadal karta Miles and More - widać temat Aegeana przerósł Panią na checkinie i uznała, że odrzuci opłatę za bagaż jakoś ręcznie
;-) W American to nie przechodziło i trzeba było za każdym razem wbijać numer karty ze statusem.
A oto i mój dyliżans - znowu Regional Jet - prawie dziesięcioletni Bombardier CRJ-200 C-GOJA należący do Air Canada Jazz. Szkoda, że już nie mają fajnego malowania z napisem Jazz - teraz jest tylko Air Canada Express.
Boarding rozpoczęty:
i już jestem w środku:
Oczywiście konfiguracja foteli to 2-2, wszystkie w klasie eco.
Fotele standardowe, w kolorze szarym, wygodzie nie mogę nic zarzucić
;-)
Jeszcze chwila i startujemy w kierunku The Mall. Pogoda jak widać nawet na pożegnanie nie chciała się poprawić:
Od razu po starcie rozpoczyna się serwis pokładowy - napój i przekąska w formie miniprecli. Napój jest mniejszy niż w American (tam dostaje się całą puszkę), ale tam z kolei nie było przekąski.
Mieliście kiedyś tak, że pasażer siedzący niedaleko leciał innym samolotem niż Wy?
Pogoda się jakby na szczęście po drodze poprawia
;-)
i podchodzimy do lądowania:
Wrażenie na lotnisku bardzo pozytywne - duże przestrzenie, na kontroli paszportowej zero kolejek o tej godzinie, tym razem obeszło się bez dziwnych pytań i pan mi życzył udanej wycieczki.
Do miasta z lotniska jedzie się autobusem numer 747. Nie jest on wielkości jumbojeta, ale ma przynajmniej półki na walizki. Bilety trzeba kupić jeszcze w automacie w terminalu i zawierają one od razu w sobie taryfę na dowolne inne środki transportu w Montrealu do wykorzystania tego samego dnia (10 CAD) lub w ciągu trzech dni (18 CAD). Wliczony w to jest także powrót 747 na lotnisko.
Kiedyś gdzieś na jakimś forum widziałem pytanie co ktoś ma wybrać do zwiedzania - Toronto czy Montreal. Ktoś inny odpowiedział, że Montreal robi wrażenie metropolii. Ten kto to napisał, chyba nigdy tu nie był, bo jeśli tak jest to Warszawa jest chyba megalopolis.
Dziś uznałem, że pora trochę odpocząć i idę na powolny spacerek, co zobaczę to zobaczę, a czego nie to trudno
;-) Jesteśmy oczywiście w prowincji Quebec, co oznacza, że należy się przestawić na język francuski - przynajmniej teoretycznie, bo na ulicy idąc i słuchając rozmów przechodniów jest mniej więcej pół na pół z językiem angielskim. W każdym razie mowa po angielsku nie stanowi tu jakiegoś problemu w przeciwieństwie na przykład do takiej Francji
;-) A po drodze z ciekawszych rzeczy taki budynek:
i Katedra Maryi Królowej Świata. Trzeci największy kościół w Quebecu.
Idę dalej w stronę wody...
...i w końcu do niej docieram, ale okazało się, że zupełnie nie tam gdzie chciałem i z krótkiego spaceru zrobił się całkiem długi
;-) Wylądowałem przy Canal de Lachine:
Dziś pusty... no... ona się z tym nie zgadza
W każdym razie dziś jest pusty, ale kiedyś był niezwykle ważny, bo pozwalał statkom omijać katarakty Lachine. Bez tego kanału statki nie mogły dostarczać towarów do miasta o tej samej nazwie - trzeba był je rozładowywać, a towar należało transportować lądowo przez kilkanaście kilometrów. To kanał spowodował, że Montreal stał się ważnym portem i zaczął się rozwijać kosztem miasta Quebec. W latach 50-tych XX wieku kanał stał się za mały i jego rolę zastąpił inny - St. Lawrence Seaway, stąd tu dziś taka cisza.
W kanale można zobaczyć drugi najstarszy zachowany holownik morski Świata - Daniel McAllister, zwodowany w 1907 roku.
Zaczyna się robić coraz ładniej - kanał przeradza się w mały park
Można też wypatrzyć między zabudowaniami charakterystyczne wieże montrealskiej katedry Notre Damme:
Starówka Montrealu zostawia po sobie na prawdę pozytywne wrażenie:
Przenosimy się pod bazylikę Notre-Damme - jest to najstarszy kanadyjski kościół w stylu neogotyckim. Budowaną go w latach od 1824 do 1829.
Przed bazyliką znajduje się pomnik Paula Chomedey de Maisonneuve'a, założyciela Montrealu:
Z rzeczy, które jeszcze są do zobaczenia w Montrealu, a które pominąłem to moim zdaniem Ogród Botaniczny i ewentualnie muzeum kolei Exporail. W drodze powrotnej do hostelu zaciekawiło mnie metro... niby na szynach, a jednak na oponach
;-)
Po czym poznać szczęśliwe miasto? Może po pianinach na ulicy tak jak w Nowej Zelandii?
;-)
Dzień 10 - Miasto Quebec
233 km na północny-wschód od Montrealu znajduje się stolica prowincji Quebec nosząca dumnie tą samą nazwę. Miasto założono w 1608 roku i jest jednym z najstarszych miast w Ameryce Północnej. Ale zanim więcej o tym pięknym mieście trzeba się tam dostać... a to w moim wypadku oznaczało bardzo wczesną pobudkę. Do Quebec'u pojadę pociągiem - najwcześniejszym, bo ten był dostępny w promocji dzięki której zapłaciłem za przejazd w dwie strony pociągiem VIA Rail niecałe 80 CAD. Niby nie mało, ale to i tak bardzo okazyjna cena
;) A rano na dworcu pustki...
Mając trochę czasu ruszam na zwiedzanie głównego dworca w Montrealu (Gare Centrale). W VIA Rail zasady są podobne jak przy podróży samolotami - można mieć maksymalnie dwie sztuki bagażu podręcznego - albo dwie małe walizki, albo jedną nieco większą kosztem wielkości drugiej. Jeśli podróżuje się z większym bagażem, należy go nadać na stanowiskach odprawy:
Trzeba jednak uważać, bo nie w każdej taryfie bagaż ten jest bezpłatny. Moja na przykład go nie obejmowała.
Bramka wygląda bardzo podobnie do lotniskowej - przed wejściem na peron pojawiła się waga i sizer do bagaży podręcznych. Chwilę później pojawił się pan z obsługi i zaczął wpuszczać na peron. Żeby tam wejść należy pokazać wydrukowaną w domu kartę pokładową (lub bilet jeśli się go kupiło na dworcu
;-) ):
W Montrealu perony znajdują się pod ziemią - nasz pociąg składał się z 3 wagonów - 2 klasy ekonomicznej i jednego klasy biznes...
...a wszystkie były ciągnięte przez taką oto lokomotywę. Gdy tylko maszynista zobaczył mój aparat, zasłonił się i zaczął się chować:
W wagonie trochę jak w starym samolocie
;-) Nie wiem czemu te schowki mi przypominają schowki ze starych Boeingów 767.
Fotele są zaś grube i wygodne. Odchylają się one nieco do tyłu, ale nie na tyle by siedzący za nami pasażer czuł nas na kolanach.
Zabrałeś mi 3 godziny z życia
:D ale przyczetałem od początku do końca. Pewnie zaraz ktoś poprosi o podsumowanie kosztów, sam też zazwyczaj to robię, choć nie wiem czy w tym przypadku to ma sens (loty za mile, noclegi za punkty itp.) ale możesz spróbować ;)A ogólnie rewelacja! I genialne zdjęcia!
Zacząłem czytać coś około 20...Bardzo ciekawa relacja. Opisy lotnisk i napotkanych samolotów na wielki +++ Bardzo ładne zdjęcia.Mewa z NY to mewa delawarska Larus delawarensis (charakterystyczny czarny pasek na dziobie) ; )Aż chce się gdzieś lecieć, a podróż planuję dopiero na koniec lipca.... Za to najdalsza w życiu, Australia. Mam nadzieję że uda się polecieć A380 : )
Ważne pytanie do autora relacji:Napisz proszę, czy od momentu wyjścia z samolotu z Warszawy na Heathrow do chwili gdy na tym lotnisku doszedłeś do gate'u z którego leciałeś do Stanów, ktokolwiek poprosił Cię o paszport? Mam na myśli policję, immigration itp. Czy musiałeś go komukolwiek okazywać?
szymonpoznan1, super
;) tak właśnie chciałem zrobić - cieszę się, że nie był to czas stracony
:)pocarol, dzięki!
:)greg1291 super, dziękuję
;)oedippus, cieszę się, że Cie wciągnęło i wielkie dzięki za uzupełnienie - w życiu bym nie pomyślał
;) Jak byś miał pytania co do Australii to mogę coś popodpowiadać i podesłać Ci linka do relacji stamtąd
;)BusinessClass, tak! Jak wchodzisz do Terminalu 5 każdemu skanują kartę pokładową i sprawdzają dokument, ale chyba tylko pobieżnie na zasadzie by sprawdzić czy trafiłeś do dobrego terminalu, czy nazwisko się zgadza z rezerwacją i czy jesteś o czasie.Natalia, do odważnych Świat należy!
:)A teraz podsumowanie kosztów:Loty: 64 000 mil M&M, 9 000 mil BA, 12 500 mil AF/KL + 3072 PLNNoclegi: 165 000 pkt. IHG + 1033 PLN (i to praktycznie same hostele, a w NY miałem darmowy nocleg)Pociągi Montreal-Quebec-Montreal: 211 PLNSamochód Calgary (4 dni): 592 PLNSamochód Yellowstone (2 dni): 412 PLNSamochód Las Vegas (4 dni): 720 PLNParki narodowe USA: 100 PLNParki narodowe Kanada: 113 PLNAntelope Slot Canyon: 251 PLNWycieczka Niagara Falls: 256 PLNReszta (komunikacja miejska, wstępy): 1285 PLNCzyli trochę wyszło niestety: 8050 zł i uwierzcie - to wszystko było tnąc koszty
;)
Fenomenalny tekst, fenomenalne zdjęcia.Ja dla odmiany bardzo mile wspominam Waszyngton, bardzo wdzięczne miejsce do zwiedzania- większość głównych atrakcji blisko siebie, można prawie całość zaliczyć "z buta". A Muzeum Lotnictwa- rewelacyjne. Żałuję że nie byłem w Muzeum Szpiegostwa, byłem w Muzeum Holokaustu, ale powiem szczerze- bez szału (jeśli można to tak ująć). Do Muzeum Powstania Warszawskiego nawet się nie umywa (choć wiem że tematyka trochę inna, ale chodzi mi o atrakcyjność eksponatów).Mam jeszcze standardowe pytanie- jaki aparat i ew. jakie obiektywy użyte były do zdjęć?
:)
Twoja relacja wbija w fotel! Ogromnie Ci zazdroszczę wyjazdu, zdjęcia niesamowite a samą relację czyta się bardzo przyjemnie!:) Dobrze, że trafiłam na Twoją relację, bo teraz stwierdzam, że noworoczne postanowienie jakim jest oszczędzanie na podróże musi się udać!:)
Wow! Wielkie dzięki wszystkim za miłe słowa i za polubienia!pebe86, sprzęt foto był taki:- Pentax K-5IIs- Pentax DA 10-17 f3.5-4.5 fisheye- Pentax DA 12-24 f4 (chyba większość zdjęć)- Sigma DC EX 17-50 f2.8 HSM (ale go popsułem w Banff, więc wiele zdjęć nim nie narobiłem, a w normalnych warunkach jest to mój podstawowy obiektyw)- Pentax FA 50 f1.7- Tamron 70-200 f2.8więc sporo i ciężko
;-)inwencja, zdecydowanie warto!Skibek, nie ma sprawy. Podstawa to dobry plan! Wtedy ma się dwa razy więcej efektywnego czasu na miejscu
:)
tygrysm jestes oczywiscie w scislej czolowce jezeli chodzi o relacje z podrozy na forum . Jak dla mnie mistrz planowania
:) Relacja z Nowej Zelandii jest jedna z moich ulubionych , tym bardziej ,ze bylismy tam w tym samym czasie
:) , natomiast ta juz mnie zainspirowała do zwiedzania US i pierwszy szkic juz powstał . Ode mnie poprostu Wielkie Dziękuje
:)
Czy mógł byś coś napisać o wydatkach ? Ile kosztowały cię loty z milami/ile kosztowały by bez mil? Koszty wynajęcia samochodu, hoteli ? Chciał bym podobną podróż odbyć i zastanawiam się jakiego rzędu kosztów się spodziewać.
silazak, wielkie dzięki! Nawet nie wiesz jakie takie wpisy zachęcają do dalszego pisania
:) Super! Podziel się trasą!
:)maci3q, skoro jesteśmy przy tym to podzielę się z Wami moim plikiem w excelu, którego zawsze używam do planowania. Są tam dwa arkusze - planowanie całego wyjazdu zaczyna się od pierwszego - rozpisuję liczbę dni i planuję gdzie je spędzić. Później szukam lotów i tak ten arkusz rozbudowuje się w prawo z uwzględnieniem każdego dnia w każdym wierszu. W tym wypadku pojawiło się ile mil danego sojuszu potrzebuję, czy mam auto i z której wypożyczalni, czy muszę dopłacać do bagażu na danym locie i ile zapłaciłem za lot (czy to normalnie, czy to podatków). Jest jeszcze kwota ile normalnie dany lot kosztował (to tylko z ciekawości, bo gdybym nie kupował lotów za mile szukałbym pewnie w tańszych liniach jak Southwest, Jetblue lub Spirit) i na końcu info dla mnie odnośnie cen hoteli w tysiącach punktów IHG. Istotne też są kolory - żółty oznacza, że to finalna opcja, a zielony że zrobiłem i opłaciłem rezerwację - na lot (zielony wiersz), na samochód (zielona komórka z nazwą firmy), na hotel (zielona komórka w kolumnie dotyczącej hoteli)
;-)Następnie jak jest już ramowy plan to przenoszę się do drugiego arkusza i wypełniam po kolei kolejne dni wraz z kosztami, które sumują się na górze. Wpisuję tu też godziny danych rzeczy i ewentualnie kody lub numery rezerwacji (które pousuwałem dla Was z wiadomych względów
;) ). Na zielono zaznaczam rzeczy opłacone z góry przez Internet. Excel sam konwertuje waluty i na górze sumuje całość. I tak oto uzupełniam sobie plan - na koniec drukuję całość i mam zawsze ze sobą, więc wiem na miejscu co robić
;) Może komuś się przyda:https://www.dropbox.com/s/vo7c5b20t0vec ... .xlsx?dl=0
Relacja prześwietna.. urzekły mnie zdjęcia
:) Opisane wszystko genialnie. Uwielbiam Twoje relacje tygrysm! Czekam na więcej
:)) Jeszcze się zapytam, jakim sprzętem robisz zdjęcia (aparat+obiektyw) ?
:)pozdrawiam!
Arthiem, wielkie dzięki za miłe słowa!
:)Zdjęcia były robione zestawem:Quote:- Pentax K-5IIs- Pentax DA 10-17 f3.5-4.5 fisheye- Pentax DA 12-24 f4 (chyba większość zdjęć)- Sigma DC EX 17-50 f2.8 HSM (ale go popsułem w Banff, więc wiele zdjęć nim nie narobiłem, a w normalnych warunkach jest to mój podstawowy obiektyw)- Pentax FA 50 f1.7- Tamron 70-200 f2.8
RE-WE-LA-CJA
:D strasznie mi się podobała relacja, przeczytałem "od deski do deski" - robi ogromne wrażenie. Strasznie zazdroszczę takiej wyprawy, mam nadzieje, ze kiedyś się w taką udam. Pozdrawiam. Tyle samo startów co lądowań, miękkich lądowań!
:)
Rozłożyłeś mnie na łopatki tą relacją. Mistrzostwo Świata! Ile Ci zajęło pisanie jej? Gratuluje wyprawy i mega szacun za opisanie wszystkiego ze szczegółami. A zdjęcia wodospadu to po prostu bajka.
Na mnie relacja wywarła chyba podobne wrażenie jak na wszystkich - bardzo dużo konkretów, świetne zdjęcia, świetny plan. Wiem z jakiego źródła będę korzystać, jeśli sam będę wybierać się w te strony.Głos w konkursie poleciał
:)
tygrysm to już sprawdzona firma
:) Cudowne zdjęcia, ciekawe opisy, relację czyta się świetnie. Jeszcze, jak człowiek był w niektórych miejscach to sobie można przypomnieć i skonfrontować własne zwiedzanie z czyimś.Mogę tylko jedną rzecz doprecyzować, bo napisałeś, że na krawędziach fontann-pomnika ofiar zamachów 9/11 wypisane są nazwiska strażaków (rzuciło mi się w oczy
;). Tam są wypisane nazwiska wszystkich ofiar zamachów 9/11 (także tych z Pentagonu i lotu 93) oraz 6 ofiar z zamachu bombowego z 1993 roku. Dodatkowo jest duże prawdopodobieństwo, że zobaczycie przy niektórych nazwiskach białą różę. Ta osoba miała tego dnia urodziny (wpis na blogu 9/11 memorial)W muzeum niestety nie byłem, ponieważ otwarli je miesiąc później.
Nazwiska pasażerów lotu 93
Fantastyczna relacja! świetne zdjęcia, bardzo dobrze zaplanowany wyjazd i rewelacyjnie przekazana treść. Gratulacje! Pomimo tego że jest bardzo długa chętnie przeczytam jeszcze raz!
:D
Relacja doskonała i podróż też świetna. Żałuj, że tak mało czasu poświęciłeś na Zion i Bryce. O ile w Bryce amfiteatr jako całość robi rzeczywiście największe wrażenie, choć na dole też jest fajnie, to w przypadku Zionu przegapiłeś najlepsze miejsca.
Świetna relacja! Normalnie nie mogłem się oderwać od czytania
:) Gratuluję podróży i wrażeń, a przy okazji pozwolę sobie zaczerpnąć kilka wskazówek i pomysłów do mojego planu
;)
Wychodząc miałem świetną okazję do zrobienia zdjęcia głównej siedzibie Smithsonian Institution mieszczącej się w takim oto pałacyku:
i na koniec po drodze do hostelu uliczna zumba ;-) tyle, że tu zumbę się ćwiczy do hiphopu ;-) taki kraj ;-)
I to by było na tyle z Waszyngtonu, powiem Wam szczerze, że nie wiem co ludzie widzą w Waszyngtonie, że umieszcza się go na szczycie miast do zobaczenia w USA. Mi się bardziej podobał Nowy Jork - jestem sobie w stanie wyobrazić, że jest to jedno z tych miast do których chciałbym wrócić, tak jak Tokio czy Sydney, natomiast Waszyngton... chętnie bym zobaczył jeszcze kilka muzeów jeśli miałbym czas, ale nie przyjechałbym tu specjalnie po to by zobaczyć jeszcze raz to co już widziałem. Dla mnie to miasto z tych, które można odhaczyć na liście i zostawić w spokoju ;-) Choć nie można mu odmówić, że ma swój klimat, ale nie mój ;-)
Dzień 9 Montreal
Dzień rozpoczynamy na lotnisku krajowym imienia Reagana z którego odbędę lot międzynarodowy do Kanady ;-) tak, tak, jak zwał tak zwał. Lotnisko to jest dużo wygodniejsze niż IAD, gdyż można na nie dojechać po prostu metrem. Na miejscu okazuje się, że Air Canada, którą to lecę do Montrealu odprawiana jest w starym terminalu i zabierze mnie tam darmowy bus lotniskowy. Tak też się stało i oto jestem:
Podczas nadawania bagażu zostałem poproszony o kartę kredytową, którą zapłacę za pierwszą sztukę bagażu. Podałem pani kartę ze statusem Star Silver z Aegeana i ta dziwnie na nią spojrzała, ale próbowała ją sczytać kilkukrotnie po czym mnie zapytała czy to na pewno karta kredytowa... po chwili wyjaśnień zostałem zwolniony z opłat i plecak poleciał za darmo.
Security bardzo sprawne, pan z TSA jeszcze się upewnił czy nie przekroczyłem swojego dozwolonego czasu pobytu w USA i znalazłem się w malutkiej części airside terminala. Okazało się, że lata stąd także Southwest i (jeszcze) Airtran:
Ciekawy patent na boarding - ustawianie ludzi rzędami jeszcze zanim się ustawi kolejka.
Stąd lata też zupełnie inne zwierzę - Frontier
Patrzę na kartę pokładową, a tam nadal karta Miles and More - widać temat Aegeana przerósł Panią na checkinie i uznała, że odrzuci opłatę za bagaż jakoś ręcznie ;-) W American to nie przechodziło i trzeba było za każdym razem wbijać numer karty ze statusem.
A oto i mój dyliżans - znowu Regional Jet - prawie dziesięcioletni Bombardier CRJ-200 C-GOJA należący do Air Canada Jazz. Szkoda, że już nie mają fajnego malowania z napisem Jazz - teraz jest tylko Air Canada Express.
Boarding rozpoczęty:
i już jestem w środku:
Oczywiście konfiguracja foteli to 2-2, wszystkie w klasie eco.
Fotele standardowe, w kolorze szarym, wygodzie nie mogę nic zarzucić ;-)
Jeszcze chwila i startujemy w kierunku The Mall. Pogoda jak widać nawet na pożegnanie nie chciała się poprawić:
Od razu po starcie rozpoczyna się serwis pokładowy - napój i przekąska w formie miniprecli. Napój jest mniejszy niż w American (tam dostaje się całą puszkę), ale tam z kolei nie było przekąski.
Mieliście kiedyś tak, że pasażer siedzący niedaleko leciał innym samolotem niż Wy?
Pogoda się jakby na szczęście po drodze poprawia ;-)
i podchodzimy do lądowania:
Wrażenie na lotnisku bardzo pozytywne - duże przestrzenie, na kontroli paszportowej zero kolejek o tej godzinie, tym razem obeszło się bez dziwnych pytań i pan mi życzył udanej wycieczki.
Do miasta z lotniska jedzie się autobusem numer 747. Nie jest on wielkości jumbojeta, ale ma przynajmniej półki na walizki. Bilety trzeba kupić jeszcze w automacie w terminalu i zawierają one od razu w sobie taryfę na dowolne inne środki transportu w Montrealu do wykorzystania tego samego dnia (10 CAD) lub w ciągu trzech dni (18 CAD). Wliczony w to jest także powrót 747 na lotnisko.
Kiedyś gdzieś na jakimś forum widziałem pytanie co ktoś ma wybrać do zwiedzania - Toronto czy Montreal. Ktoś inny odpowiedział, że Montreal robi wrażenie metropolii. Ten kto to napisał, chyba nigdy tu nie był, bo jeśli tak jest to Warszawa jest chyba megalopolis.
Dziś uznałem, że pora trochę odpocząć i idę na powolny spacerek, co zobaczę to zobaczę, a czego nie to trudno ;-) Jesteśmy oczywiście w prowincji Quebec, co oznacza, że należy się przestawić na język francuski - przynajmniej teoretycznie, bo na ulicy idąc i słuchając rozmów przechodniów jest mniej więcej pół na pół z językiem angielskim. W każdym razie mowa po angielsku nie stanowi tu jakiegoś problemu w przeciwieństwie na przykład do takiej Francji ;-) A po drodze z ciekawszych rzeczy taki budynek:
i Katedra Maryi Królowej Świata. Trzeci największy kościół w Quebecu.
Idę dalej w stronę wody...
...i w końcu do niej docieram, ale okazało się, że zupełnie nie tam gdzie chciałem i z krótkiego spaceru zrobił się całkiem długi ;-) Wylądowałem przy Canal de Lachine:
Dziś pusty... no... ona się z tym nie zgadza
W każdym razie dziś jest pusty, ale kiedyś był niezwykle ważny, bo pozwalał statkom omijać katarakty Lachine. Bez tego kanału statki nie mogły dostarczać towarów do miasta o tej samej nazwie - trzeba był je rozładowywać, a towar należało transportować lądowo przez kilkanaście kilometrów. To kanał spowodował, że Montreal stał się ważnym portem i zaczął się rozwijać kosztem miasta Quebec. W latach 50-tych XX wieku kanał stał się za mały i jego rolę zastąpił inny - St. Lawrence Seaway, stąd tu dziś taka cisza.
W kanale można zobaczyć drugi najstarszy zachowany holownik morski Świata - Daniel McAllister, zwodowany w 1907 roku.
Zaczyna się robić coraz ładniej - kanał przeradza się w mały park
Można też wypatrzyć między zabudowaniami charakterystyczne wieże montrealskiej katedry Notre Damme:
Starówka Montrealu zostawia po sobie na prawdę pozytywne wrażenie:
Przenosimy się pod bazylikę Notre-Damme - jest to najstarszy kanadyjski kościół w stylu neogotyckim. Budowaną go w latach od 1824 do 1829.
Przed bazyliką znajduje się pomnik Paula Chomedey de Maisonneuve'a, założyciela Montrealu:
Z rzeczy, które jeszcze są do zobaczenia w Montrealu, a które pominąłem to moim zdaniem Ogród Botaniczny i ewentualnie muzeum kolei Exporail. W drodze powrotnej do hostelu zaciekawiło mnie metro... niby na szynach, a jednak na oponach ;-)
Po czym poznać szczęśliwe miasto? Może po pianinach na ulicy tak jak w Nowej Zelandii? ;-)
Dzień 10 - Miasto Quebec
233 km na północny-wschód od Montrealu znajduje się stolica prowincji Quebec nosząca dumnie tą samą nazwę. Miasto założono w 1608 roku i jest jednym z najstarszych miast w Ameryce Północnej. Ale zanim więcej o tym pięknym mieście trzeba się tam dostać... a to w moim wypadku oznaczało bardzo wczesną pobudkę. Do Quebec'u pojadę pociągiem - najwcześniejszym, bo ten był dostępny w promocji dzięki której zapłaciłem za przejazd w dwie strony pociągiem VIA Rail niecałe 80 CAD. Niby nie mało, ale to i tak bardzo okazyjna cena ;) A rano na dworcu pustki...
Mając trochę czasu ruszam na zwiedzanie głównego dworca w Montrealu (Gare Centrale). W VIA Rail zasady są podobne jak przy podróży samolotami - można mieć maksymalnie dwie sztuki bagażu podręcznego - albo dwie małe walizki, albo jedną nieco większą kosztem wielkości drugiej. Jeśli podróżuje się z większym bagażem, należy go nadać na stanowiskach odprawy:
Trzeba jednak uważać, bo nie w każdej taryfie bagaż ten jest bezpłatny. Moja na przykład go nie obejmowała.
Bramka wygląda bardzo podobnie do lotniskowej - przed wejściem na peron pojawiła się waga i sizer do bagaży podręcznych. Chwilę później pojawił się pan z obsługi i zaczął wpuszczać na peron. Żeby tam wejść należy pokazać wydrukowaną w domu kartę pokładową (lub bilet jeśli się go kupiło na dworcu ;-) ):
W Montrealu perony znajdują się pod ziemią - nasz pociąg składał się z 3 wagonów - 2 klasy ekonomicznej i jednego klasy biznes...
...a wszystkie były ciągnięte przez taką oto lokomotywę. Gdy tylko maszynista zobaczył mój aparat, zasłonił się i zaczął się chować:
W wagonie trochę jak w starym samolocie ;-) Nie wiem czemu te schowki mi przypominają schowki ze starych Boeingów 767.
Fotele są zaś grube i wygodne. Odchylają się one nieco do tyłu, ale nie na tyle by siedzący za nami pasażer czuł nas na kolanach.