0
tygrysm 29 grudnia 2014 14:28
Image

Image

Image

Zwróćcie uwagę na tę konstrukcję:

Image

Amerykanie wybudowali ją, by było widać z ich strony wodospad amerykański pod jakimś sensownym kątem. Dodatkowo, w pylonie są windy, dzięki czemu możliwe jest wejście na pokład jednostki podpływającej pod wodospad.

I jeszcze widoki z góry przy kasie biletowej statków:

Image

Image

Pakujemy się do busa i ruszamy w kierunku Niagara On The Lake, historycznego miasteczka położonego nieopodal. Po drodze zatrzymujemy się w trzech miejscach, by zrobić szybkie zdjęcia:

- Nad przełomem rzeki Niagara:

Image

Zwróćcie uwagę na kolejkę linową łączącą dwa brzegi rzeki. W tym miejscu ze względu na meandr rzeki obie strony są kanadyjskie.

- Na ogromnej zaporze wodnej - tu akurat widać amerykańską, ale stoimy na bliżniaczej kanadyjskiej. Zostały one zbudowane wspólnie przez te dwa państwa i zasilają one sieci elektryczne obu krajów.

Image

- I przy największym na Świecie zegarze kwiatowym co roku dekorowanym od nowa przez pobliską szkółkę - ponoć najlepszą w Kanadzie i jedną z najlepszych na Świecie. Zegar co roku zmienia swój wygląd. W tym wygląda tak:

Image

Po drodze do miasteczka mijamy jedną z najmniejszych kaplic na Świecie. Podobno w zeszłym tygodniu para brała w niej ślub.

Image

Miasteczko Niagara on The Lake leży nieopodal ujścia rzeki Niagara do jeziora Ontario. Jest to chyba najbardziej kwieciste miasteczko jakie w życiu widziałem. W celu ochrony przyrody wszystkie busy i kampery mają zakaz poruszani się po mieście - kierowcy muszą je zaparkować na specjalnym parkingu, skąd kursują co kilka minut bezpłatne autobusy do centrum miasta. Miasteczko oczywiście nie jest duże, więc pokonanie tego samego dystansu, który wykonuje bus miejski zajmuje na piechotę jakieś 10 minut.

Image

Image

Ciekawostką jest położony w samym centrum miasta hotel Prince of Wales, który uchodzi za najbardziej ekskluzywny hotel w całej Kanadzie. Jego właścicielką jest pewna Chinka, która mieszka na stałe w Kanadzie. Podobno gdy była dzieckiem uciekła z Chin do Hong Kongu płynąc wpław i tam zaczęła nowe życie... dziś mieszka tu ;-) Na pewno po kilku upojnych nocach spędzonych w hotelu York w Toronto, to będzie dla Was miła odmiana. Sprawdziłem dla Was ceny - jak zwykle przystępne ;-) Zwykły pokój (z małym baldachimem nad łóżkiem) to wydatek w specjalnej okazji 267 CAD. Apartament uszczupli budżet o tylko 395 CAD. Wspomniałem o podatku? :) Ceny nie są takie tragiczne gdy się wspomni, że remont tego hotelu kosztował około pół miliona dolarów kanadyjskich... na każdy pokój ;)

Image

Po szybkim obiedzie w centrum ruszam z powrotem do busa, by się nie spóźnić. Po drodze popijam charakterystyczny dla Kanady napój imbirowy Canada Dry (made by Coca Cola oczywiście ;-) ). W smaku przypomina dużo mniej słodki Mountain Dew. Całkiem dobry!

Ostatni punkt programu wycieczki to przystanek w winnicy Diamond Estate. Okoliczny region to winnica na winnicy. Każda ma sklepik w którym na pewno sprzedawcy chętnie poczęstują Was lokalnymi trunkami. Lokalne winnice słyną z jednego charakterystycznego gatunku win, a mianowicie win lodowych (iced wine). Wina te są bardzo rzadkie. Produkuje się je zbierając z krzewu w zimę jeszcze zamarznięte kiście winogron (najlepiej w temperaturze od -10 do -14 stopni), a następnie wyciska się je jeszcze zanim rozmarzną. Najwięcej tych win produkuje się właśnie tu, w tym regionie Kanady. Na to miejsce przypada 85% produkcji wina lodowego białego (resztę obstawiają Niemcy ;) ) i ponad 95% produkcji wina lodowego czerwonego, które zostało po raz pierwszy wyprodukowane właśnie tutaj. Wina te są ultrasłodkie, dlatego zastępują one deser, lub komponuje się je z deskami serów właśnie na deser. Jeśli chcecie je kupić, to robią się one specjalnie dla Was w tych wielkich zbiornikach:

Image

To tu trzyma się wina białe. Wina czerwone przechowywane są w tradycyjnych beczkach. Ale dość gadania, skoro można spróbować ;)

Image

Nie jestem fanem win, ale wina lodowe mi bardzo smakowały. I faktycznie były cholernie słodkie. Polecam kupić kiedyś butelkę za 35 CAD i spróbować na własnej skórze.

Wasze zdrowie!

Image

Aha! jeszcze słowem uzupełnienia do poprzedniej części relacji jakoś umknęło mi, by pokazać Wam Rogers Arena - pierwszy na Świecie stadion z rozsuwanym mechanicznie dachem. I podobno nawet da się go zamknąć jak pada ;-) i trwa to zdecydowanie mniej niż godzinę ;-)

ImageDzień 4 - YYZ-LGA + Nowy Jork

Na lotnisko w Toronto odwozi mnie hotelowy busik. Okazuje się, że wszystkie loty do USA obsługiwane są w jednej części terminala, gdyż lotnisko w Toronto jest jednym z punktów w których obowiązuje program Preclearajce, czyli odprawy granicznej i celnej USA jeszcze przed wylotem, tak by samolot mógł być traktowany w Stanach jak przylatujący lot krajowy. AA umożliwia odprawę tylko w automacie, ten jednak odsyła mnie do obsługi, by ci sprawdzili moją wizę.

Image

Bardzo miła pani potwierdza wizę i zmienia mój numer frequent flyer z podstawowego numeru BA z którego kupowane biły bilety-nagrody na statutowy numer Qatar Airways. Mimo, że w QR mam najniższy status (OW Ruby), daje mi to odprawę na stanowisku klasy biznes, na niektórych lotniskach priorytetową kontrolę bezpieczeństwa i wejście na pokład samolotu przed osobami bez statusu. Co jednak najważniejsze, daje on darmowy bagaż w klasie ekonomicznej w liniach, które w normalnych warunkach biorą za to dodatkowe opłaty. Na tym locie zaoszczędziłem dzięki temu 25 USD.

A oto i karta pokładowa ;)

Image

Następnie należy przejść wspomnianą już przeze mnie kontrolę graniczną USA. Ja trafiłem na funkcjonariusza, który ewidentnie miał dzisiaj zły dzień, albo nienawidzi swojej pracy. Zdał mi cykl pytań "po co?", "dlaczego?", "jak długo?", pytał czy kogoś znam w Stanach. Zadał też pytanie na które nawet nie wiedziałem co odpowiedzieć "A dlaczego do celów turystycznych wybrał Pan właśnie Nowy Jork?"... Na koniec poprosił o wydruk rezerwacji biletu powrotnego ze stanów, po czym nie mógł na nim znaleźć daty lotu... w końcu mnie puścił ;-)

Jeszcze kontrola bezpieczeństwa (wcale nikt nie kazał mi włączać elektroniki ;-) ) i już znajdujemy się w wydzielonej części pirsu dla lotów do Stanów. Dosłownie wydzielonej... szybą ;-)

Image

Jeszcze obowiązkowy spacerek po terminalu - przy jednej z bramek kończył się boarding na lot American do Los Angeles. Boeing 737 jeszcze w starym malowaniu AA. Widziałem je na własne oczy, więc zostaje skreślona pozycja z mojego lotniczgo bucket list :)

Image

Ja natomiast będę podróżował z "nieco" mniejszym rozmachem...

Image

Jak widzicie czeka już na mnie Bombardier CRJ-700 linii lotniczej Envoy wykonującej lot dla AA pod szyldem American Eagle. Zwróćcie uwagę na te śmieszne rękawy - w Stanach zjawisko załadunku, bądź wyładunku samolotu ze stanowiska oddalonego jest na szczęście bardzo rzadkim przypadkiem.
Okazało się, że bramka z której lecę to tak na prawdę 4 bramki obsługujące tylko małe samoloty American Eagle. Ten który fotografowałem przed chwilą leci do Chicago, a nie do Nowego Jorku, więc nie będę się rozpisywał o wieku maszyny, skoro nawet nie wiem czym leciałem ;-) Wpuszczanie pasażerów na pokład samolotu było bardzo zorganizowane i odbywało się w grupach: pasażerowie klasy biznes (szumnie tu nazywanej klasą First), pasażerowie o statusie Sapphire lub Emerald, pasażerowie o statusie Ruby (w tym ja), poszczególne grupy pasażerów klasy ekonomicznej. A w tak krótkim samolocie jak ten Bombardier było ich conajmniej 3.

Moja karta pokładowa zostaje zeskanowana, "bip!" i pora ruszać w krótką podróż do USA! Mój bagaż podręczny dostaje przywieszkę, Delivery on Aircraft, oddaję go obsłudze naziemnej i wsiadam na pokład:

Image

A wnętrze maszyny jest całkiem przyjemne. Czarne fotele bardzo dobrze kontrastujące z białymi ścianami Bombardiera:

Image

Image

Fotele były bardzo wygodne, a miejsca przed sobą miałem więcej niż w większości szerokokadłubowców. Super!

Obłożenie dziś wynosi około 80%, a miejsce obok mnie zostaje wolne, więc mam suuuużo miwjsca.

Image

Czekając na pozostałych pasażerów uciąłem sobie bardzo miłą pogawendkę z przesympatyczną stewardessą. Nie mam jej zdjęć, ale mam dla Was zdjęcia wnętrza samolotu:

Image

Image

Obok brat bliźniak ;-)

Image

Ruszamy! Razem z większym AA ;)

Image

Obok mijamy jeszcze 767 Air Canada

Image

i w górę! Prognoza pogody się na szczęście nie sprawdziła i mamy ładną pogodę całą drogę w przeciwieństwie do zapowiadanego pełnego zachmurzenia.

Image

Serwis na pokładzie jest szybki i prosty - do wyboru puszka napoju gazowanego, niegazowanego, albo wody. Nie ma niczego do jedzenia - może z resztą i dobrze na tak krótkim locie.

Image

Około godziny od startu jesteśmy już nad Nowym Jorkiem

Image

W tle mój pierwszy widok Manhattanu:

Image

Miękkie przyziemienie na lotnisku La Guardia. Lotnisko to leży najbliżej centrum, ale nie jest w stanie obsłużyć dużych maszyn, daltego obsługuje głównie loty krajowe i krótkie loty międzynarodowe. Lotnisko to nie bez powodów nazywane jest przez pilotów USS La Guardia, gdyż lądowanie na jego wysuniętych w wodę pasach startowych przypomina ponoć celowanie w lotniskowiec.

Image

Za moim oknem pojawił się pierwszy Southwest na jakiego trafiłem:

Image

Wiele osób uważa, że La Guardia powinna zostać szybko odnowiona, gdyż to co oferuje odbiega mocno od standardów nowoczesnych lotnisk. W 2010 roku zatrudniono ekspertów do opracowania planu rozbiórki La Guardi i wybudowania na jej miejscu nowego, nowoczesnego lotniska. Dziś lotnisko wygląda tak:

Image

Klimatem przypomina mi nieco berlińskie Tegel ;)

Image

Po wylądowaniu dobrze, byście mieli już wymyśloną strategię na poruszanie się po mieście. Możecie albo płacić za bilety w metrze lub autobusach za każdy przejazd (co kosztuje 2,5$ za przejazd), albo mozecie kupić kartę MetroCard. Tygodniowa MetroCard ważna we wszystkich liniach metra i w autobusach poza ekspresowymi kosztuje 30 USD i uznałem, że w mojej sytuacji się opłaci, mimo że zostaję tylko na 3 dni. Na MetroCard możecie od razu pojechać autobusem lotniskowym M60 na Manhattan, pamiętajcie tylko by skorzystać z maszyy drukującej bilety na tę linię, gdyż inne niż wydrkuowane nie są akceptowane. Na innych liniach nie ma problemu, gdyż każdy kierowca ma maszynkę czytającą zawartość MetroCard'a.

Image

Pamiętacie może Basię, którą poznałem w Nikko podczas mojej wycieczki do Japonii w 2012 roku? Otóż Basia mieszka na stałę w Riverdale lekko na północ od północnego wybrzeża Manhattanu i gdy powiedziałem Jej o tym wyjeżdzie, powiedziała, że mogę nocwać u Niej :) Skorzystałem z tej propozycji, a to oznaczało, że musiałem się przesiąść w Harlemie na kolejkę North Rail jadącą na północ. Wysiadka z autobusu i widzę dookoła siebie morze ludzi. Zdecydowana większość to Afroamerykanie, jednak nie czuję się jakoś specjalnei niebezpiecznie. A wręcz przeciwnie, widać interakcje między mieszkańcami jak rozmawiają na ulicach, albo przybijają sobie piątkę ze spotkanymi przypadkowo znajomymi.

Image

Nie bardzo mam czas, by się zatrzymywać, poza tym z dużym plecakiem nie było mi za wygodnie, więc od razu idę na oddaloną o jedną przecznicę stację kolejki podmiejskiej. Tam przyszło mi czekać na właściwy pociąg dobre pół godziny, ale czekanie umilały mi obserwacje tambylców. Otóż wyboraźcie sobie kilku czarnych panów siedzących na ławce na dwóch różnych peronach i krzyczących do siebie przez tory. Dodatkowo zwracali się do siebie homie (ang. ziomal). Normlanie scena jak żywcem wyjęta w GTA ;-) Pociąg w końcu zajeżdża:

Image

Niestety karta Metrocard nie obejmuje tych pociągów. Tzeba kupować na nie osobne bilety o czym nie miałem zielonego pojęcia dopóki nie trafiłem na kontrolę biletów. Pan się zdziwił, że daję mu Metro Carda i zapytał czy to wszystko co mi dali. Powiedziałem, że tak. Kontroler pokiwał głową ze zrozumieniem, popatrzył na mój duży plecak i powiedział, że nie ma problemu, ale że następnym razem mam kupić bilet w automacie. Od tej pory tak też robiłem ;)

Na podstawie opisu jaki dostałem od Basi szybko dotarłem do jej mieszkania, gdzie chwilę porozmawialiśmy, ale niedługo później już byłem w drodze powrotnej do miasta, bo miałem już wcześniej kupiony bilet z wejściem o godzinie 17.00 na taraz widokowy na szczycie Rockefeller Center. Z kolejki wyszedłem na dworcu głównym dla połączeń lokalnych - Grand Central. Perony tego dworca mogą konkurować swoją brzydotą z warszawskim Dworcem Centralnym jeszcze przed remontem. Dodatkowo temperatura na stacji była nie do zniesienia. Na szczęście w wagonach środków transportu publicznego klimatyzacja zawsze odkręcona jest na maksa, więc czekając na pociąg trzeba z peronu jak najszybciej do niego uciec. Gorzej jeśli na pociąg trzeba czekać np. pół godziny - wtedy trzeba uciekać do hali głównej dworca, lub do otaczającego ją małego pasażu handlowego. Tak wygląda dworzec od strony peronów:

Image

A tak w głównej hali:

Image

Dworzec wybudowano w 1913 roku i do tej pory utrzymuje tytuł największego dworca koljekowego pod względem ilości peronów. Jest tu ich aż 44 sztuki na dwóch poziomach. Na środku głównej hali nad okrągłym punkte informacyjnym widnieje piękny zegar, będący symbolem tego dworca.

Image

Z zewnątrz budynek zobaczycie później ;-) W końcu się śpieszę ;-)

Tak wygląda środek Manhattanu... Ja tym czasie muszę iść szybkim krokiem do Rockefeller Center, gdzie mam bilety na 17.00.

Image

Ja tym czasie muszę iść szybkim krokiem do Rockefeller Center, gdzie mam bilety na 17.00.

A oto i sam zainteresowany - Rockefeller Center, na którego szczycie znajduje się uważany przez wielu najlepszy taras widokowy w Nowym Jorku. Zaraz się przekonamy ;-)

Image

Wejście do atrakcji znajduje się wewnątrz budynku, po prawej stronie na poziomie -1. Z wydrukowanym biletem omijam krótką kolejkę do kasy, by stanąć do relatywnie krótkiej kolejki kontr bezpieczeństwa, którą to można spotkać tu w praktycznie każdej większej atrakcji tego miasta. Klika minut oczekwiania na windę i jedziemy do góry! Taras widokowy na Top of The Rock składa się z trzeh pięter - na dwóch pierwszych widok ograniczony jest szklanymi taflami, ale zostały one ustawione tak że pomiędzy część z nich można wsadzić duży obiektyw, więc nie jest to większy problem dla fanów fotografii. Na moje szczęście w momencie jak wchodziłem na taras spadło dosłownie kilka kropel deszczu, ale wystarczyło to do powstani dużej tęczy nad północnym Manhattanem.

Image

Polecam od razu wjechać na samą górę, gdzie widoki nie są niczym zasłonięte. Gotowi na widoki Nowego Jotku? Najpierw kierunek północ i Central Park z tęczą.

Image
Pełna rozdzielczość: https://www.dropbox.com/s/3ebob1ijq58w2 ... 5.jpg?dl=0

A teraz Creme de la creme, czyli kierunek Dolny Manhattan:

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (32)

michcioj 29 grudnia 2014 14:43 Odpowiedz
fajny pomysl :) ile kosztowal dolot do Kanady przez LHR i powrot do Warszawy z EWR ?jesli pamietasz prosze podaj cene w milach i doplaty :) dzieki
szymonpoznan1 29 grudnia 2014 19:21 Odpowiedz
Zabrałeś mi 3 godziny z życia :D ale przyczetałem od początku do końca. Pewnie zaraz ktoś poprosi o podsumowanie kosztów, sam też zazwyczaj to robię, choć nie wiem czy w tym przypadku to ma sens (loty za mile, noclegi za punkty itp.) ale możesz spróbować ;)A ogólnie rewelacja! I genialne zdjęcia!
popcarol 29 grudnia 2014 20:14 Odpowiedz
Wow:)Ale wypas!!
greg1291 29 grudnia 2014 22:20 Odpowiedz
Świetna relacja!!! Faworyt do relacji miesiąca :)
oedippus 29 grudnia 2014 23:00 Odpowiedz
Zacząłem czytać coś około 20...Bardzo ciekawa relacja. Opisy lotnisk i napotkanych samolotów na wielki +++ Bardzo ładne zdjęcia.Mewa z NY to mewa delawarska Larus delawarensis (charakterystyczny czarny pasek na dziobie) ; )Aż chce się gdzieś lecieć, a podróż planuję dopiero na koniec lipca.... Za to najdalsza w życiu, Australia. Mam nadzieję że uda się polecieć A380 : )
businessclass 29 grudnia 2014 23:46 Odpowiedz
Ważne pytanie do autora relacji:Napisz proszę, czy od momentu wyjścia z samolotu z Warszawy na Heathrow do chwili gdy na tym lotnisku doszedłeś do gate'u z którego leciałeś do Stanów, ktokolwiek poprosił Cię o paszport? Mam na myśli policję, immigration itp. Czy musiałeś go komukolwiek okazywać?
natalia 30 grudnia 2014 01:01 Odpowiedz
Zazdroszczę takiej wyprawy!
tygrysm 30 grudnia 2014 01:35 Odpowiedz
szymonpoznan1, super ;) tak właśnie chciałem zrobić - cieszę się, że nie był to czas stracony :)pocarol, dzięki! :)greg1291 super, dziękuję ;)oedippus, cieszę się, że Cie wciągnęło i wielkie dzięki za uzupełnienie - w życiu bym nie pomyślał ;) Jak byś miał pytania co do Australii to mogę coś popodpowiadać i podesłać Ci linka do relacji stamtąd ;)BusinessClass, tak! Jak wchodzisz do Terminalu 5 każdemu skanują kartę pokładową i sprawdzają dokument, ale chyba tylko pobieżnie na zasadzie by sprawdzić czy trafiłeś do dobrego terminalu, czy nazwisko się zgadza z rezerwacją i czy jesteś o czasie.Natalia, do odważnych Świat należy! :)A teraz podsumowanie kosztów:Loty: 64 000 mil M&M, 9 000 mil BA, 12 500 mil AF/KL + 3072 PLNNoclegi: 165 000 pkt. IHG + 1033 PLN (i to praktycznie same hostele, a w NY miałem darmowy nocleg)Pociągi Montreal-Quebec-Montreal: 211 PLNSamochód Calgary (4 dni): 592 PLNSamochód Yellowstone (2 dni): 412 PLNSamochód Las Vegas (4 dni): 720 PLNParki narodowe USA: 100 PLNParki narodowe Kanada: 113 PLNAntelope Slot Canyon: 251 PLNWycieczka Niagara Falls: 256 PLNReszta (komunikacja miejska, wstępy): 1285 PLNCzyli trochę wyszło niestety: 8050 zł i uwierzcie - to wszystko było tnąc koszty ;)
olir1987 30 grudnia 2014 14:27 Odpowiedz
relacja super, ale czytałam ją na rady tak dużo informacji;) na pewno przyszłościowo bardzo przydatna dla wielu osób!
joker1977 30 grudnia 2014 15:12 Odpowiedz
greg1291 napisał:Świetna relacja!!! Faworyt do relacji miesiąca :)Moje zdanie to "the best of the year"
dmirstek 30 grudnia 2014 17:47 Odpowiedz
Rewelacja, świeta relacja. Zazdroszczę i gratuluję wrażeń!
malawi 31 grudnia 2014 18:22 Odpowiedz
Przeczytałem całą...i zdecydowanie nie żałuję. Świetna relacja, tylko pozazdrościć :)
pebe86 1 stycznia 2015 13:59 Odpowiedz
Fenomenalny tekst, fenomenalne zdjęcia.Ja dla odmiany bardzo mile wspominam Waszyngton, bardzo wdzięczne miejsce do zwiedzania- większość głównych atrakcji blisko siebie, można prawie całość zaliczyć "z buta". A Muzeum Lotnictwa- rewelacyjne. Żałuję że nie byłem w Muzeum Szpiegostwa, byłem w Muzeum Holokaustu, ale powiem szczerze- bez szału (jeśli można to tak ująć). Do Muzeum Powstania Warszawskiego nawet się nie umywa (choć wiem że tematyka trochę inna, ale chodzi mi o atrakcyjność eksponatów).Mam jeszcze standardowe pytanie- jaki aparat i ew. jakie obiektywy użyte były do zdjęć? :)
inwencja 1 stycznia 2015 15:48 Odpowiedz
Twoja relacja wbija w fotel! Ogromnie Ci zazdroszczę wyjazdu, zdjęcia niesamowite a samą relację czyta się bardzo przyjemnie!:) Dobrze, że trafiłam na Twoją relację, bo teraz stwierdzam, że noworoczne postanowienie jakim jest oszczędzanie na podróże musi się udać!:)
skibek 1 stycznia 2015 17:03 Odpowiedz
Super relacja.... bardzo merytoryczna i pomocna. Dziękuję ;)Podziwiam również doskonałe przygotowanie do wyprawy, wszystko dopięte na ostatni guzik.
tygrysm 1 stycznia 2015 22:11 Odpowiedz
Wow! Wielkie dzięki wszystkim za miłe słowa i za polubienia!pebe86, sprzęt foto był taki:- Pentax K-5IIs- Pentax DA 10-17 f3.5-4.5 fisheye- Pentax DA 12-24 f4 (chyba większość zdjęć)- Sigma DC EX 17-50 f2.8 HSM (ale go popsułem w Banff, więc wiele zdjęć nim nie narobiłem, a w normalnych warunkach jest to mój podstawowy obiektyw)- Pentax FA 50 f1.7- Tamron 70-200 f2.8więc sporo i ciężko ;-)inwencja, zdecydowanie warto!Skibek, nie ma sprawy. Podstawa to dobry plan! Wtedy ma się dwa razy więcej efektywnego czasu na miejscu :)
silazak 1 stycznia 2015 22:36 Odpowiedz
tygrysm jestes oczywiscie w scislej czolowce jezeli chodzi o relacje z podrozy na forum . Jak dla mnie mistrz planowania :) Relacja z Nowej Zelandii jest jedna z moich ulubionych , tym bardziej ,ze bylismy tam w tym samym czasie :) , natomiast ta juz mnie zainspirowała do zwiedzania US i pierwszy szkic juz powstał . Ode mnie poprostu Wielkie Dziękuje :)
maci3q 1 stycznia 2015 22:41 Odpowiedz
Czy mógł byś coś napisać o wydatkach ? Ile kosztowały cię loty z milami/ile kosztowały by bez mil? Koszty wynajęcia samochodu, hoteli ? Chciał bym podobną podróż odbyć i zastanawiam się jakiego rzędu kosztów się spodziewać.
tygrysm 2 stycznia 2015 00:12 Odpowiedz
silazak, wielkie dzięki! Nawet nie wiesz jakie takie wpisy zachęcają do dalszego pisania :) Super! Podziel się trasą! :)maci3q, skoro jesteśmy przy tym to podzielę się z Wami moim plikiem w excelu, którego zawsze używam do planowania. Są tam dwa arkusze - planowanie całego wyjazdu zaczyna się od pierwszego - rozpisuję liczbę dni i planuję gdzie je spędzić. Później szukam lotów i tak ten arkusz rozbudowuje się w prawo z uwzględnieniem każdego dnia w każdym wierszu. W tym wypadku pojawiło się ile mil danego sojuszu potrzebuję, czy mam auto i z której wypożyczalni, czy muszę dopłacać do bagażu na danym locie i ile zapłaciłem za lot (czy to normalnie, czy to podatków). Jest jeszcze kwota ile normalnie dany lot kosztował (to tylko z ciekawości, bo gdybym nie kupował lotów za mile szukałbym pewnie w tańszych liniach jak Southwest, Jetblue lub Spirit) i na końcu info dla mnie odnośnie cen hoteli w tysiącach punktów IHG. Istotne też są kolory - żółty oznacza, że to finalna opcja, a zielony że zrobiłem i opłaciłem rezerwację - na lot (zielony wiersz), na samochód (zielona komórka z nazwą firmy), na hotel (zielona komórka w kolumnie dotyczącej hoteli) ;-)Następnie jak jest już ramowy plan to przenoszę się do drugiego arkusza i wypełniam po kolei kolejne dni wraz z kosztami, które sumują się na górze. Wpisuję tu też godziny danych rzeczy i ewentualnie kody lub numery rezerwacji (które pousuwałem dla Was z wiadomych względów ;) ). Na zielono zaznaczam rzeczy opłacone z góry przez Internet. Excel sam konwertuje waluty i na górze sumuje całość. I tak oto uzupełniam sobie plan - na koniec drukuję całość i mam zawsze ze sobą, więc wiem na miejscu co robić ;) Może komuś się przyda:https://www.dropbox.com/s/vo7c5b20t0vec ... .xlsx?dl=0
arthiem 2 stycznia 2015 12:14 Odpowiedz
Relacja prześwietna.. urzekły mnie zdjęcia :) Opisane wszystko genialnie. Uwielbiam Twoje relacje tygrysm! Czekam na więcej :)) Jeszcze się zapytam, jakim sprzętem robisz zdjęcia (aparat+obiektyw) ? :)pozdrawiam!
tygrysm 2 stycznia 2015 13:42 Odpowiedz
Arthiem, wielkie dzięki za miłe słowa! :)Zdjęcia były robione zestawem:Quote:- Pentax K-5IIs- Pentax DA 10-17 f3.5-4.5 fisheye- Pentax DA 12-24 f4 (chyba większość zdjęć)- Sigma DC EX 17-50 f2.8 HSM (ale go popsułem w Banff, więc wiele zdjęć nim nie narobiłem, a w normalnych warunkach jest to mój podstawowy obiektyw)- Pentax FA 50 f1.7- Tamron 70-200 f2.8
moya 2 stycznia 2015 23:26 Odpowiedz
Świetna wyprawa, super relacja i rewelacyjne zdjęcia.
hank 3 stycznia 2015 13:05 Odpowiedz
Cóż, współczuję innym relacjom, które będą kandydowały do miana relacji miesiąca ;)
hipeq69 3 stycznia 2015 15:22 Odpowiedz
RE-WE-LA-CJA :D strasznie mi się podobała relacja, przeczytałem "od deski do deski" - robi ogromne wrażenie. Strasznie zazdroszczę takiej wyprawy, mam nadzieje, ze kiedyś się w taką udam. Pozdrawiam. Tyle samo startów co lądowań, miękkich lądowań! :)
jarekgdynia 12 stycznia 2015 21:03 Odpowiedz
Rozłożyłeś mnie na łopatki tą relacją. Mistrzostwo Świata! Ile Ci zajęło pisanie jej? Gratuluje wyprawy i mega szacun za opisanie wszystkiego ze szczegółami. A zdjęcia wodospadu to po prostu bajka.
turysta-bezendu 12 stycznia 2015 21:27 Odpowiedz
Znakomita relacja :)
kabanos 12 stycznia 2015 21:44 Odpowiedz
Na mnie relacja wywarła chyba podobne wrażenie jak na wszystkich - bardzo dużo konkretów, świetne zdjęcia, świetny plan. Wiem z jakiego źródła będę korzystać, jeśli sam będę wybierać się w te strony.Głos w konkursie poleciał :)
kevin 12 stycznia 2015 22:20 Odpowiedz
tygrysm to już sprawdzona firma :) Cudowne zdjęcia, ciekawe opisy, relację czyta się świetnie. Jeszcze, jak człowiek był w niektórych miejscach to sobie można przypomnieć i skonfrontować własne zwiedzanie z czyimś.Mogę tylko jedną rzecz doprecyzować, bo napisałeś, że na krawędziach fontann-pomnika ofiar zamachów 9/11 wypisane są nazwiska strażaków (rzuciło mi się w oczy ;). Tam są wypisane nazwiska wszystkich ofiar zamachów 9/11 (także tych z Pentagonu i lotu 93) oraz 6 ofiar z zamachu bombowego z 1993 roku. Dodatkowo jest duże prawdopodobieństwo, że zobaczycie przy niektórych nazwiskach białą różę. Ta osoba miała tego dnia urodziny (wpis na blogu 9/11 memorial)W muzeum niestety nie byłem, ponieważ otwarli je miesiąc później. Nazwiska pasażerów lotu 93
tygrysm 12 stycznia 2015 23:50 Odpowiedz
kevin, wielkie dzięki za doprecyzowanie! :)
musiol13 13 stycznia 2015 01:33 Odpowiedz
Fantastyczna relacja! świetne zdjęcia, bardzo dobrze zaplanowany wyjazd i rewelacyjnie przekazana treść. Gratulacje! Pomimo tego że jest bardzo długa chętnie przeczytam jeszcze raz! :D
blasto 13 stycznia 2015 02:01 Odpowiedz
Relacja doskonała i podróż też świetna. Żałuj, że tak mało czasu poświęciłeś na Zion i Bryce. O ile w Bryce amfiteatr jako całość robi rzeczywiście największe wrażenie, choć na dole też jest fajnie, to w przypadku Zionu przegapiłeś najlepsze miejsca.
mtabaj 17 lutego 2015 14:27 Odpowiedz
Świetna relacja! Normalnie nie mogłem się oderwać od czytania :) Gratuluję podróży i wrażeń, a przy okazji pozwolę sobie zaczerpnąć kilka wskazówek i pomysłów do mojego planu ;)