Jestem wypoczęty, porządnie najedzony, zrelaksowany, zadowolony. Przede mną jeszcze jeden odcinek tego biletu. Lot na trasie LHR-WAW (również biznes). Ale już teraz mogę powiedzieć, że to było zdecydowanie najlepiej wydane 207 zł na bilet w całej mojej lotniczej karierze
;-)Podali kilka. Ale jak zobaczyłem jakie są pyszne od razu poprosiłem o świeżą dostawę i ilość wg uznania
:-) I taki talerzyk za chwilkę wylądował na stoliku
:-)Kupiłem w KL ale chyba niepotrzebnie już wyłuskane. Ze skórką smakowały mi o wiele bardziej
:) A może w sumie bardziej dlatego, że tamtymi zmieniałem smak po durianie
;-)
Ale faktycznie pyszne są te owoce. Coś jak liczi. Przy dobrych wiatrach liczi można kupić nawet w biedronce za milion złotych
;)
Powrót.
W zasadzie to właśnie dotarłem do końca swojej podróży. Zanim jednak podsumuję to jeszcze kilka informacji o tym co się działo jak wylądowałem na LHR. Szybka kontrola paszportowa i wystrzeliłem jak z procy żeby znaleźć przysługujący mi w ramach biletu salonik SQ. Salonik ładny, dużo miejsca, przy każdym miejscu gniazdka i USB. Do tego obiad do wyboru do koloru i co tam kto chce na słodko, na sucho, na słono… alkohole itp jak najbardziej. Sęk w tym, że ja po ostatnim locie wcale nie byłem głodny
:) Więc wziąłem sobie sok i w spokoju posiedziałem czekając na samolot do Polski.
Nasz LOTowski samolot to B737-Max 8. Maszyna, nówka sztuka z 2018r. Kilka rzędów dla klasy biznes i reszta ekonomiczna. Siedzenia chyba nie różnią się od siebie. Na pewno jeśli chodzi o szerokość. Co do miejsca na nogi to w sumie nie wiem. Nie sprawdzałem
;-) U mnie było dość wystarczająco jak na taki krótki lot. Układ siedzeń oczywiście standardowy 3x3. W klasie biznes leciało raptem kilka osób (mało). Ekonomiczna nabita po brzegi.
Samolot wystartował, wystartował też serwis. I tutaj muszę zdecydowanie pochwalić naszych LOTowskich kucharzy. Jedzenie było bardzo dobre! W zasadzie lepsze niż dobre. Zjadłem. Mimo, że ledwo. Bo ciągle jeszcze byłem napchany pod korek. Zjadłem co dali, nawet deserem poprawiłem
:-) Oblizałem się i chyba nawet na parę minut zasnąłem.
Obsługa naprawdę zasłużyła dzisiaj na brawa. Czułem się maksymalnie dopieszczony. Nawet jak pilot ogłosił, że na dworze -9`C to mnie jakoś nie przeraziło, a stewardessy zainteresowały się czy ja na pewno mam coś na siebie poza cienką bluzą. Bo mogę nie przetrwać
;-) Miło
:-)
Teraz już jestem w pociągu. Za ok godzinę będę w domu. W Siedlcach. Gdzie czekają już na mnie moja żona Ewa. Żona skarb, która rozumie moje potrzeby i marzenia podróżnicze i pozwala mi na takie eskapady za co i tutaj bardzo jej dziękuję. Czeka też 2-ka dzieci, którym od małego razem z żoną staramy się zaszczepić bakcyla poznawania świata. Zarówno poprzez wspólne wyjazdy (zawsze jak to tylko możliwe staramy się wyjeżdżać wspólnie z dziećmi od kiedy tylko pojawiły się na świecie) ale i takie jak ten mój wyjazd kiedy po powrocie dzielimy się tym co zobaczyliśmy, opowiadamy o krajach, ludziach kulturach…
:-)
Podsumowanie
Podczas tej podróży pokonałem wiele kilometrów w przestworzach. Leciałem różnymi liniami, różnymi samolotami, odwiedziłem kilka krajów, spałem w wielu miejscach. Przez większość czasu czułem się bardzo dobrze ale były momenty kiedy zmęczenie dawało o sobie znać. Czasami bardzo. Zrobiłem wiele zdjęć, widziałem wiele miejsc, spotkałem ludzi z którymi spędziłem super czas. Żyję... Nie zjadły mnie węże, pająki, krokodyle. Poznałem kawał świata ale i również siebie samego. Ta podróż to coś więcej niż tylko zobaczyć Uluru i przelecieć się samolotem. Ta podróż była spełnieniem marzeń ale też pokonywaniem własnych granic, sprawdzaniem samego siebie w warunkach niecodziennych. Znajdowaniu się samemu w obcym miejscu. Tylko ze sobą i otaczającym światem. Taka podróż pozostanie ze mną do końca życia… a wraz ze wspomnieniami wszystkie miłe słowa, uśmiechy, życzliwość napotkana po drodze często przez przypadkowych ludzi.
Podróżowanie jest wspaniałe!
:-)
Na koniec chciałbym Wam wszystkim podziękować. Za wsparcie i dobre słowa i wszystkie lajki które dostałem. Mam nadzieję, że i Wy mieliście dobra lekturę, a czasami i odrobinę rad praktycznych do wykorzystania w Waszych podróżach. Jest tutaj sporo osób które czytają bloga, a nie są wcale zalogowani jako użytkownicy portalu. Np moja rodzina i przyjaciele. Czytają i w ten sposób wiedzą gdzie jestem, co robię, jak się czuję… co ciekawego widziałem. Nie sposób byłoby mi opowiedzieć wszystko z takimi szczegółami jakie zrobiłem to tutaj. Pisanie tego bloga sprawiało mi tylko radość. W ten sposób i ja mam pamiętnik mojej szalonej podróży „Do serca Australii”
Pamiętajcie, że w podróżowaniu nie jest ważne jak wyglądasz. Ważne jest jak się czujesz i co reprezentuje Twoja dusza!
Bardzo wszystkim raz jeszcze dziękuję za wszystkie pozytywne opinie. Aż sam jestem w szoku ale i bardzo, bardzo się cieszę, że moja relacja tak się Wam podobała. Cieszę się również, że mogłem Was zabrać ze sobą w moją podróż. Może to właśnie dlatego tak się wszystko ładnie układało w trakcie, że nie byłem tak naprawdę sam
:-)
Wspomnienie które mi dzisiaj przez cały dzień towarzyszy to czas, kiedy dokładnie tydzień temu siedziałem na lotnisku z Sydney czekając na samolot do Uluru. Obserwowałem samoloty, ludzi, słonko... kiedy napisałem, że poniedziałki naprawdę mogą być jednak piękne
:-)
Patrzę więc w przyszłość z nadzieją na realizację kolejnych podróżniczych marzeń, cytując fragment filmu Wniebowzięci, że "człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać..."
:-)67tyś M&M oczywiście. Gdyby lot kosztował 67 „bez tyś” to za mile które posiadam pewnie mógłbym polecieć biznes klasą do gwiazdy polarnej
;-) Marzenie
;-)
Ja robiłem rezerwację mojego biletu ok marca 2018r. Pamiętam, że dostępność biznesu z SIN była dość imponująca. Zarówno SQ, LOTem (bezpośrednio do WAW), Swiss etc. Dopłaty minimalnie się tylko różniły. Jeśli będziesz celować w SQ sprawdź jeszcze przed zakupem biletu dni w których chcesz lecieć na trasie SIN - LHR ponieważ chyba w środy A380 lata w odświeżonej wersji biznesu
:-)Kto tęskni za podróżami ręka w górę? Kto bardzo tęskni obie ręce w górę
;) Ja bardzo, bardzo, bardzo... Nie jest łatwo tyle czasu nigdzie nie polecieć
;-)
Żeby więc czas uziemnienia pożytecznie spożytkować (na to co się kocha) postanowiłem wydać książkę
:-) I dzisiaj w prezencie na dzień dziecka odebralem gotowy, pachnący drukiem egzemplarz "Wyprawy do serca Australii". Dziennik pokładowy mojej podróży której tutaj na F4F prowadziem relację.
Ledwo odebrałem pierwszą już marzę o kolejnej... niech no tylko szybko otworzą granice
:-)
P.S. Na dzień dzisiejszy nakład książki jest bardzo limitowany i nie jest sprzedawana komercyjnie. Ale kto wie co przyniesie jutro...
;-)
@Peta, tak jest. Będzie live
:-)Jako ze mam już pierwsza uwagę techniczna od razu powiem, że miejsce 11A w B737-300 Ukrainę Airlines jest przy oknie... tylko okna nie ma
;-) 10A tez nie polecam z tego samego powodu.Nieźle się zaczyna cześć lotnicza mojej podróży;-) Jako, ze byłem już w Kijowie (w pamiętnym większości forumowiczów kwietniu 2018) i leciałem ta sama trasą będę sobie wyobrażać co inni widzą za oknem;-)
KIJÓWJeden update dotyczący samolotu. B737 się zgadza ale nie 300 a 800. I właśnie się zorientowałem, że takim samym będę leciał do Dubaju. A miejsce jakie sobie wybrałem to……… 10A! Haha… No ja rozumiem, że lot nocny. Ale żeby tak nie popatrzyć w czerń nocy i światła bogatego miasta? Może uda mi się jeszcze zmienić miejsce:-)Lot UA zwyczajny. Jedzenie, kawa, herbata płatna wiec nie miało powodzenia. Za to kubeczek wody był gratis wiec skorzystałem. Ukraińskiego odpowiednika prince Polo nie dali. Przed lotem zapakowali pasażerów przez rękaw i jak nie przystało na narodowego przewoźnika wypakowali w Kijowie do autobusu. W Kijowie śnieg ale nawet nie zimno.Jako, że jutro mam w planach wjazd na najwyższy budynek na świecie to dzisiaj jestem już w drodze na najniżej położoną stację metra na świecie Arsenalna
:-)Korzystam z Ubera. Koszt ok 30PLN. Kierowca na wstępie poinformował mnie że jego english is a little bit. I nie kłamał
;-) Wiec przypomniałem sobie kilka rosyjskich słów i dowiedziałem się, ze najlepsze ukraińskie jedzenie jest w restauracjach „Pyzata Chata”. I tam właśnie zamierzam zjeść obiad przed dalsza drogą. Ma być po ukraińsku, obficie i smacznie…. tak powiedział
;-)
@QbaqBA według google to Najgłębsza na świecie stacja metra, Arsenalna w Kijowie, znajduje się na głębokości 105,5 m. U Koreańczyków niby jest głębiej bo 110m ale oficjalnych danych nie ma.
Dubaj miasto kontrastów i momentami nawet miasto widmo.Coś co powstało w głowach członków jednej rodziny, co nie zmienia faktu, że Burj Khalifa jak i widok z niego robi wrażenie, tak jak i inne cuda współczesnej technologii i budownictwa.
Z przyjemnością donoszę, że dotarłem właśnie do Singapuru. Pędzę łapać samolot do KUL. Kilka wrażeń pisanych w trakcie lotu:W drodze…Jestem właśnie prawie nad Indiami. Konkretnie najedzony... kolacja zaprawiona dla smaku czerwonym winem. I równie czerwonym popita na deser
;-)W sumie to na deser były też lody. Więc lody też popiłem
;-)Mi się po prostu nie chce spać… korzystam więc z okazji i napiszę Wam kilka szczegółów technicznych dotyczących tego i następnego lotu.Zacznijmy od tego dlaczego lecę do Kuala Lumpur zamiast zostać dłużej w Singapurze. W sumie to z 2 powodów - ponieważ tam jeszcze nigdy nie byłem. W Singapurze zresztą też nie. Ale kiedy szukałem lotów do Singapuru okazało się, że ten sam lot do SIN kosztuje dużo taniej jeśli wezmę łączony do KUL. No to wziąłem. Ci marketingowi magicy zawsze znajdą na mnie jakiś sposób
:-)Oczywiście mogłem jeszcze taniej… ale tą trasę wolałem pokonać porządnymi liniami bez długich przesiadek np w Indiach i „tanimi liniami”Bo myślałem, że się wyśpię…. a nie śpię. Bo mi się nie chce. Padnę jak mucha… pewnie gdzieś pod Singapurem i opudzę się w hangarze jak będą myć samolot
;-)No dobra ale czy klasa ekonomiczna w SQ ma jakieś zalety. Owszem. Same
:-) Wyliczę kilka: siedzenia są bardzo wygodne z miękkim jak poduszeczka w domu zagłówkiem. System pokładowy z kilkunastoma nowymi filmami. Bardzo dobrze działający tablet. Reaguje na delikatne dotknięcie. Miejsce które wybrałem to 45G (czyli w rzędzie środkowym przy korytarzu). Dlaczego właśnie to miejsce? Miejsca w ekonomicznej klasie są w układzie 3x3x3. Lot jest nocny ale długi. Siedząc przy oknie musiałbym budzić pasażerów gdyby mi się chciało do ubikacji. Gdybym siedział w rzędzie z oknem ale przy korytarzu oni budzili by mnie (gdybym spał). Siedząc tu gdzie siedzę sam decyduję kiedy wstaję, kiedy idę i nikt nie musi przeze mnie przeskakiwać. Jest perfekcyjne. A, że znowu nikt nie chciał obok mnie siedzieć (czyli w środku trójki), to pomiędzy mną, a najbliższym współpasażerem jest wolne miejsce. Jak w klasie biznes na krótkich lotach
:-)Dostałem skarpetki, szczoteczkę i pastę, poduszkę i kołderkę.Jest jednak uwaga dla tych co mają w planach lot SQ samolotem B777-300ER: nigdy ale to nigdy nie wybierajcie miejsca 41C oraz 41H. Seat Guru mówi, że to dobre miejsca z dużą przestrzena na nogi. Zgadza się. Tyle, że ta przestrzeń to korytarz na środku którego się siedzi z podkulonymi nogami. Inaczej wózek nie przejedzie albo ktoś się o nasze nogi potknie. Unikać jak ognia! Tego siedzenia nie powinno być w samolocie. Na pokładzie jest WiFi. Kosztuje od 7USD za 15MB do 20 za 50MB. Z racji mojego zawodu nawet chciałem skorzystać z tej najtańszej opcji żeby zobaczyc jak to działa. Traf chciał, że przy próbie aktywacji WiFi dostałem informację, że Indie nie pozwalają na korzystanie z Internetu nad ich terytorium. No trudno. Ja byłem gotowy ale Indie były przeciwko mnie
;-)Nawet się chwilę przespałem. Na 2h przed lądowaniem rozpoczął się serwis nr 2. Wciągnąłem wiec croissanta z kurczakiem, herbatkę i sok.
Czytam i śledzę z zaciekawieniem, ale znalazłem jedno faux pas...
;) Quote: Kiedy już znalazłem czego szukałem okazało się, że kolejka do wejścia jak w sobotę do kasy w biedronceJak sobota to, tylko do lidla, do lidla....
:P pozdrawiam
@adamkru: super relacja. Co prawda już dwa razy byłem w Kuala Lumpur ale znów za nim zatęskniłem czytając i oglądając zdjęcia.
:) Malindo też fantastycznie wspominam - bardzo dobry komfort lotu - leciałem z nimi nawet dłuższą trasę KUL - HAN.
@brzemia, o to chodzi! Brawo
:-)Najlepsza opcja jest taka: bierzecie 2 telefony. Jeden główny gdzie macie wszystko i z którego normalnie korzystacie.Drugi dowolny byle długo bateria trzymała (najlepiej wyłączyć automatyczna synchronizację)Wsadza się kartę dowolnego kraju do tego drugiego telefonu i otwiera WiFi HotSpot. Na telefonie podstawowym (tym głównym) zapinamy się do WiFi. I w ten sposób mamy WiFi 24h/7 gdziekolwiek jesteśmy. I koniec zmartwień. Połączenia wychodzące lecą po WiFi z paczki danych karty kupionej w danym kraju. A płacimy za nie jakbyśmy dzwonili z Polski.Pomijam fakt, ze telefon główny musi mieć włączona opcje WiFi Callingu. A ona jest za free u operatorów w Polsce
:-)Taaa daaa
:-)Warto o tym wiedzieć. Bo to się po prostu opłaca. I to jest zgodne z filozofia nazwy portalu fly4free
;-) Dodałbym call4free
:-) Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
To już bez znaczenia. Co Ci będzie wygodniej. Może z tą drobną uwagą, że jeśli chciałbyś mimo wszystko lokalnie dzwonić w jakimś kraju to wtedy lepszy telefon bo wielozadaniowy (nie tylko do internetu)Ważniejsze jest by włączyć, wypróbować i nauczyć się działać z WiFi Calling jeszcze w Polsce. Po prostu z domu z domowego routera
:-)
Relacja zapowiadała się bardzo dobrze, ale jak się okazuje - jest jeszcze lepsza. Dużo szczegółów praktycznych, które mam nadzieję będzie mi dane kiedyś wykorzystać.
@adamkruBardzo ciekawa relacja
:)Ponadto, niezmiernie Ci dziękuję za uświadomienie mi, że bilety na Petronas Towers warto zarezerwować z wyprzedzeniem - szczególnie w moim terminie.Przylatujemy do KL 30 grudnia i zostajemy do Nowego Roku. Myślałam sobie, że wjedziemy 31 grudnia ale oczywiście nie ma już ani jednego biletu. No i wzięłam 3 ostatnie na 30 grudnia na 20.00 - zależało mi na wjeździe wieczornym lub tuż przed wieczorem. Ale na 19.00 już oczywiście nie ma nic! Dzięki raz jeszcze
:)
Relacja pierwsza klasa! Naprawdę wciąga i świetnie się czyta! ???I na wspominki bierze, bo równo 4 lata temu też tam się przewinęłam-ekspresowo 26-28.11.2014
:)Oprócz samego Uluru, podobało mi się w Kings Canyon-warto połazikować w górę (ale trzeba było wyjechac prawie w nocy, by być wcześnie na szlaku, bo z uwagi na ekstremalne temperatury wtedy-zamykali trasę ok. 11 ? ).Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!
:)
Ciekawa jest Twoja relacja, taka osobista, doskonale się czyta.Pomyśl sobie, że w Uluru nie zawsze jest tak samo. Podczas mojej wizyty, na przełomie maja i kwietnia chmury co chwila zakrywały słońce i nawet popadał deszcz. Nie przypominam sobie żadnego roju much.Tak czy siak, miejsce jest przepiękne.
Dopiero teraz zacząłem czytać tą fajną relację, bo mnie ten biznes w Scoot zaintrygował. Tak na gorąco, po odcinkach o Sydney i Scoot, gratuluję fajnej wyprawy i lekkiego pióra
:) Muszę przeczytać też wcześniejsze wpisy...Listopadowe Sydney ozdobione chabrowymi płatkami kwiatów jest rzeczywiście urokliwe. Byłem z grubsza w podobnym czasie.Ciekawe, czy z Mercure w Singapurze będziesz uderzał na miasto, czy tylko nocujesz? Będę chciał skorzystać z tego hotelu w czasie RTW. Przylecę do Singapuru ok. 16:00, a wylot będzie następnego dnia ok. 8:00. Jak oceniasz ten hotel na to, żeby wieczorem, już po zameldowaniu wyskoczyć z niego do centrum i wrócić na spanie? Punktami płaciłeś za całość, czy część?
To która "mała" przypadła Ci bardziej do gustu - China, czy India? Jedyny raz, gdy byłem w Singapurze (z 8 - 10 lat temu), nie dotarłem ani tu, ani tu. Tym razem czasu wystarczy pewnie tylko na jeden z tych rejonów, więc może pomożesz w wyborze
:)A biznes w SQ to miodzio. Będzie Pan zadowolony...Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
@tropikey, to już będziesz musiał się zastanowić na co będziesz miał danego dnia ochotę. Jeśli chcesz zobaczyć Singapur jak z katalogu to Marina i dookoła hotelu w którym będziesz. Katong to podobno niezła dzielnica. Jeśli chcesz niezłe zjeść i przy okazji np kupić ciuchy do podręcznego bo podczas RTW nie chce Ci się prać o zajrzyj do chińczyka.Arabska + indyjska to z kolei jeszcze zupełnie inne doświadczenie. Co komu pasuje. Pamiętaj tylko, ze po tym co zobaczysz Singapur już nigdy nie będzie taki sam
;-)
kurczę, nawet long kongi Ci podali
:) Mi to się nigdy jeszcze w samolocie nie przytrafiło. Zazdroszczę, bo to jeden z moich ulubionych owoców (na wszelki wypadek dodam, że chodzi mi o te brunatne, niepozorne kulki
:D )
Podali kilka. Ale jak zobaczyłem jakie są pyszne od razu poprosiłem o świeżą dostawę i ilość wg uznania
:-) I taki talerzyk za chwilkę wylądował na stoliku
:-)
No to szkoda, że będą w Kuala Lumpur nie kupiłeś sobie całej tej wielkiej kiści, którą widać na jednym ze zdjęć...My obżeraliśmy się tym w Tajlandii (nie raz...).
@akna: w Tajlandii zwali to long kongiem, choć patrzę w internet i widzę, że to dwa różne owoce. Szczególnej różnicy wizualnej między nimi nie widzę. Pewnie to trochę jak wiśnie i czereśnie (wzrokowo) dla kogoś nieobeznanego
:) Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Świetna relacja, jak dla mnie idealnie zachowane proporcje pomiędzy opisami „technicznymi” a osobistymi refleksjami. Trzymam kciuki za nominację do relacji miesiąca i życzę zdobycia bonu do Decathlonu. Poza tym gratuluję lekkiego pióra, doskonalej podróży i empatycznej żony
:D
Relacja świetna, bardzo przyjemnie się czytało. Może i nie było z Tobą żony ale za to zabrałeś ze sobą całkiem sporo forumowiczów, więc tak naprawdę nie byłeś całkiem sam
:)
Dobre podsumowanie całej wyprawy i sensu organizowania kolejnych.Dzięki za dobrą relację i powodzenia w kolejnych podróżach bo pewnie nie jedna wyprawa już ułożona w głowie?
Bardzo wszystkim raz jeszcze dziękuję za wszystkie pozytywne opinie. Aż sam jestem w szoku ale i bardzo, bardzo się cieszę, że moja relacja tak się Wam podobała.Cieszę się również, że mogłem Was zabrać ze sobą w moją podróż. Może to właśnie dlatego tak się wszystko ładnie układało w trakcie, że nie byłem tak naprawdę sam
:-)Wspomnienie które mi dzisiaj przez cały dzień towarzyszy to czas, kiedy dokładnie tydzień temu siedziałem na lotnisku z Sydney czekając na samolot do Uluru. Obserwowałem samoloty, ludzi, słonko... kiedy napisałem, że poniedziałki naprawdę mogą być jednak piękne
:-) Patrzę więc w przyszłość z nadzieją na realizację kolejnych podróżniczych marzeń cytując fragment filmu Wniebowzięci, że "człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać..."
:-)
Mimo tego, że Australia to jeden z tych kierunków, który mnie kompletnie nie interesuje to relację przeczytałem dzisiaj na raz. Bardzo dobrze się czytało i fajnie, że tak od serducha.Pomyślności i spełnienia kolejnych podróżniczych marzeń życzeń.
bardzo fajna relacja (mimo, że nie jaram się samolotami ?), sporo przydatnych informacji i ogólnie lekko się czyta
:) niestety nie miałam jeszcze okazji być w Australii jednak co do Dubaju, że nie porywa oraz że KL jest super to się zgodzę
:D i podziwiam, że poleciales na drugi koniec świata na dosłownie parę dni, żeby zobaczyć "tylko" urulu
:)
maginiak napisał:@adamkru zrobił nawet więcej, poleciał na drugi koniec świata i nie zobaczył "urulu"
:Dsorry literówka aż oczy bolą
:D ofkors chodziło mi o Uluru
:D
adamkru napisał:Bilet w jedną stronę z Singapuru do Warszawy przez Londyn to koszt bagatela 19k PLN! Ja za bilet zapłaciłem 67 MIL M&M + 207 PLN dopłaty
:-) Taaa daaa
:-)67 mil ? czy może 67.000 mil ???
:)... niemniej jednak zaszczepiłeś mi ciekawość do bliższego zaprzyjaźnienia się z milami i z SQ, bo na Uluru chętkę mam już od maleńkości.
67tyś M&M oczywiście. Gdyby lot kosztował 67 „bez tyś” to za mile które posiadam pewnie mógłbym polecieć biznes klasą do gwiazdy polarnej
;-) Marzenie
;-)Ja robiłem rezerwację mojego biletu ok marca 2018r. Pamiętam, że dostępność biznesu z SIN była dość imponująca. Zarówno SQ, LOTem (bezpośrednio do WAW), Swiss etc. Dopłaty minimalnie się tylko różniły. Jeśli będziesz celować w SQ sprawdź jeszcze przed zakupem biletu dni w których chcesz lecieć na trasie SIN - LHR ponieważ chyba w środy A380 lata w odświeżonej wersji biznesu
:-)
Dzięki za świetną relację! Czytało się ją wspaniale. Pamiętam jak wracaliśmy ze zlotu w Kijowie i opowiadałeś wtedy o planie na tę podróż. Już wtedy Ci jej bardzo zazdrościłam
;) Oczywiście w pozytywnym sensie, że może kiedyś też uda mi się odbyć podobny wyjazd
:?: Super, że tak fajnie udała się Twoja wyprawa! I życzę spełniania kolejnych podróżniczych marzeń
:D
Ta relacja ma jedną wielką wadę - nie można przestać jej czytać.
:lol:Miałem poczytać chwilkę przed snem a tu nie wiadomo kiedy się 0:40 zrobiło. A pobudka o 6:00.Świetna podróż, właśnie dojrzałem do zrobienia czegoś podobnego - dużo lotów, mało bycia. Droga jest celem. Może RTW, może Ameryka Południowa lub właśnie Australia. Zobaczymy co los i błędy taryfowe przyniosą.Super zdjęcia, zwłaszcza jak na robione telefonem Bardzo mi się spodobały filmy z lotów (cały lot w 44 sekundy
:) ).A największą wartością jest sposób, w jaki to wszystko opisałeś. Bardzo mi odpowiada Twoje poczucie humoru.Trochę to chaotycznie piszę, ale rozsądek wraz z sennością już mnie gonią do sypialni. To już przedostatnia relacja z nominowanych w 2018, a wraz z zimowym Yellowstone jesteście faworytami. Chociaż trzeba przyznać, że słabych relacji wśród nominowanych nie ma.
Rewelacyjna wyprawa, świetnie ze szczegółami opisana. Wykorzystuj talent pisarski - chociaż teraz jest na rynku wielu piszących, acz bez umiejętności
:D Mimo wszystko, szacun za odwagę samotnej podróży.
sprawa rzeczywiście bardzo świeża, skoro nie znajduję żadnego internetowego źródła zaopatrzenia w to dzieło. No chyba, że jedynie wysyłkowo wprost od Ciebie?A na marginesie, czyżby w projektowaniu okładki wziął udział mityczny grafik strony głównej F4F
:D ?
Nie ma kota z dolarami... to nie ten sam grafik
;-) Empik i inni gracze jeszcze do mnie nie dotarli z walizką skarbów. Może dlatego, że nie wiedzą o moim istnieniu
;-) Muszę im chyba podrzucic egzemplarz na półkę do poczytania
;-)Dla "fanów" mojej relacji też kilka egzemplarzy znajdę
:-)
Jestem wypoczęty, porządnie najedzony, zrelaksowany, zadowolony. Przede mną jeszcze jeden odcinek tego biletu. Lot na trasie LHR-WAW (również biznes). Ale już teraz mogę powiedzieć, że to było zdecydowanie najlepiej wydane 207 zł na bilet w całej mojej lotniczej karierze ;-)Podali kilka. Ale jak zobaczyłem jakie są pyszne od razu poprosiłem o świeżą dostawę i ilość wg uznania :-)
I taki talerzyk za chwilkę wylądował na stoliku :-)Kupiłem w KL ale chyba niepotrzebnie już wyłuskane. Ze skórką smakowały mi o wiele bardziej :) A może w sumie bardziej dlatego, że tamtymi zmieniałem smak po durianie ;-)
Ale faktycznie pyszne są te owoce. Coś jak liczi. Przy dobrych wiatrach liczi można kupić nawet w biedronce za milion złotych ;)
W zasadzie to właśnie dotarłem do końca swojej podróży. Zanim jednak podsumuję to jeszcze kilka informacji o tym co się działo jak wylądowałem na LHR. Szybka kontrola paszportowa i wystrzeliłem jak z procy żeby znaleźć przysługujący mi w ramach biletu salonik SQ. Salonik ładny, dużo miejsca, przy każdym miejscu gniazdka i USB. Do tego obiad do wyboru do koloru i co tam kto chce na słodko, na sucho, na słono… alkohole itp jak najbardziej. Sęk w tym, że ja po ostatnim locie wcale nie byłem głodny :) Więc wziąłem sobie sok i w spokoju posiedziałem czekając na samolot do Polski.
Nasz LOTowski samolot to B737-Max 8. Maszyna, nówka sztuka z 2018r. Kilka rzędów dla klasy biznes i reszta ekonomiczna. Siedzenia chyba nie różnią się od siebie. Na pewno jeśli chodzi o szerokość. Co do miejsca na nogi to w sumie nie wiem. Nie sprawdzałem ;-) U mnie było dość wystarczająco jak na taki krótki lot. Układ siedzeń oczywiście standardowy 3x3. W klasie biznes leciało raptem kilka osób (mało). Ekonomiczna nabita po brzegi.
Samolot wystartował, wystartował też serwis. I tutaj muszę zdecydowanie pochwalić naszych LOTowskich kucharzy. Jedzenie było bardzo dobre! W zasadzie lepsze niż dobre. Zjadłem. Mimo, że ledwo. Bo ciągle jeszcze byłem napchany pod korek. Zjadłem co dali, nawet deserem poprawiłem :-) Oblizałem się i chyba nawet na parę minut zasnąłem.
Obsługa naprawdę zasłużyła dzisiaj na brawa. Czułem się maksymalnie dopieszczony. Nawet jak pilot ogłosił, że na dworze -9`C to mnie jakoś nie przeraziło, a stewardessy zainteresowały się czy ja na pewno mam coś na siebie poza cienką bluzą. Bo mogę nie przetrwać ;-) Miło :-)
Teraz już jestem w pociągu. Za ok godzinę będę w domu. W Siedlcach. Gdzie czekają już na mnie moja żona Ewa. Żona skarb, która rozumie moje potrzeby i marzenia podróżnicze i pozwala mi na takie eskapady za co i tutaj bardzo jej dziękuję. Czeka też 2-ka dzieci, którym od małego razem z żoną staramy się zaszczepić bakcyla poznawania świata. Zarówno poprzez wspólne wyjazdy (zawsze jak to tylko możliwe staramy się wyjeżdżać wspólnie z dziećmi od kiedy tylko pojawiły się na świecie) ale i takie jak ten mój wyjazd kiedy po powrocie dzielimy się tym co zobaczyliśmy, opowiadamy o krajach, ludziach kulturach… :-)
Podsumowanie
Podczas tej podróży pokonałem wiele kilometrów w przestworzach. Leciałem różnymi liniami, różnymi samolotami, odwiedziłem kilka krajów, spałem w wielu miejscach. Przez większość czasu czułem się bardzo dobrze ale były momenty kiedy zmęczenie dawało o sobie znać. Czasami bardzo. Zrobiłem wiele zdjęć, widziałem wiele miejsc, spotkałem ludzi z którymi spędziłem super czas.
Żyję... Nie zjadły mnie węże, pająki, krokodyle. Poznałem kawał świata ale i również siebie samego. Ta podróż to coś więcej niż tylko zobaczyć Uluru i przelecieć się samolotem. Ta podróż była spełnieniem marzeń ale też pokonywaniem własnych granic, sprawdzaniem samego siebie w warunkach niecodziennych. Znajdowaniu się samemu w obcym miejscu. Tylko ze sobą i otaczającym światem. Taka podróż pozostanie ze mną do końca życia… a wraz ze wspomnieniami wszystkie miłe słowa, uśmiechy, życzliwość napotkana po drodze często przez przypadkowych ludzi.
Podróżowanie jest wspaniałe! :-)
Na koniec chciałbym Wam wszystkim podziękować. Za wsparcie i dobre słowa i wszystkie lajki które dostałem. Mam nadzieję, że i Wy mieliście dobra lekturę, a czasami i odrobinę rad praktycznych do wykorzystania w Waszych podróżach. Jest tutaj sporo osób które czytają bloga, a nie są wcale zalogowani jako użytkownicy portalu. Np moja rodzina i przyjaciele. Czytają i w ten sposób wiedzą gdzie jestem, co robię, jak się czuję… co ciekawego widziałem. Nie sposób byłoby mi opowiedzieć wszystko z takimi szczegółami jakie zrobiłem to tutaj. Pisanie tego bloga sprawiało mi tylko radość. W ten sposób i ja mam pamiętnik mojej szalonej podróży „Do serca Australii”
Pamiętajcie, że w podróżowaniu nie jest ważne jak wyglądasz. Ważne jest jak się czujesz i co reprezentuje Twoja dusza!
Aż sam jestem w szoku ale i bardzo, bardzo się cieszę, że moja relacja tak się Wam podobała.
Cieszę się również, że mogłem Was zabrać ze sobą w moją podróż. Może to właśnie dlatego tak się wszystko ładnie układało w trakcie, że nie byłem tak naprawdę sam :-)
Wspomnienie które mi dzisiaj przez cały dzień towarzyszy to czas, kiedy dokładnie tydzień temu siedziałem na lotnisku z Sydney czekając na samolot do Uluru. Obserwowałem samoloty, ludzi, słonko... kiedy napisałem, że poniedziałki naprawdę mogą być jednak piękne :-)
Patrzę więc w przyszłość z nadzieją na realizację kolejnych podróżniczych marzeń, cytując fragment filmu Wniebowzięci, że "człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać..." :-)67tyś M&M oczywiście.
Gdyby lot kosztował 67 „bez tyś” to za mile które posiadam pewnie mógłbym polecieć biznes klasą do gwiazdy polarnej ;-) Marzenie ;-)
Ja robiłem rezerwację mojego biletu ok marca 2018r. Pamiętam, że dostępność biznesu z SIN była dość imponująca. Zarówno SQ, LOTem (bezpośrednio do WAW), Swiss etc. Dopłaty minimalnie się tylko różniły. Jeśli będziesz celować w SQ sprawdź jeszcze przed zakupem biletu dni w których chcesz lecieć na trasie SIN - LHR ponieważ chyba w środy A380 lata w odświeżonej wersji biznesu :-)Kto tęskni za podróżami ręka w górę?
Kto bardzo tęskni obie ręce w górę ;)
Ja bardzo, bardzo, bardzo... Nie jest łatwo tyle czasu nigdzie nie polecieć ;-)
Żeby więc czas uziemnienia pożytecznie spożytkować (na to co się kocha) postanowiłem wydać książkę :-)
I dzisiaj w prezencie na dzień dziecka odebralem gotowy, pachnący drukiem egzemplarz "Wyprawy do serca Australii".
Dziennik pokładowy mojej podróży której tutaj na F4F prowadziem relację.
Ledwo odebrałem pierwszą już marzę o kolejnej... niech no tylko szybko otworzą granice :-)
P.S.
Na dzień dzisiejszy nakład książki jest bardzo limitowany i nie jest sprzedawana komercyjnie. Ale kto wie co przyniesie jutro... ;-)