Dochodzimy do głównego placu z pomnikiem Krzysztofa Kolumba:
Widzimy ciuchcię, fajna atrakcja dla dzieci, ale jeszcze 30 minut do odjazdu. Idziemy zatem na lody, a okolice placu są naprawdę ładne
I jedziemy. Pomyśleliśmy, że więcej zobaczymy z ciuchci niż jeżdżąc wózkiem po kostce brukowej...
Mijamy naszą lodziarnię
;)
Najstarszy kościół w mieście:
Po 50 minutach kończymy. Wracamy do samochodu, a ten zastawiony autokarami. Zeszło nam sporo czasu zanim znaleźli się kierowcy by odjechać. Potem dramatyczny przejazd przez to ogromne miasto. Z 1.5h wyjeżdżałem. Dopiero za bramką płatności za drogę zrobiło się luźno. Zwykła droga, a trzeba płacić. Do tego tylko 80 kph.
Do Samany dojeżdżamy późnym popołudniem. Otwarte są tylko dwie restauracje - jedna tak droga jak w Santo Domingo, więc idziemy do pizzerii. Pytamy też o rejsy na wieloryby. Zatoka przy półwyspie Samana znana jest z ogromnej ilości humbaków, które tu wpływają w tym właśnie okresie. Nie ma niestety już miejsc na jutrzejszy rejs. Trwa on zresztą aż 4h więc mój syn od razu dostaje drgawek
;). Odpuścimy.
Nocleg mamy 8 km przed Samana, w małym kompleksie turystycznym. Dojazd z Samana po zmroku to koszmar - samochody i motory albo nie mają świateł, albo jeżdżą na długich, a motory mają mrugające jak stroboskopy.
Kolejnego dnia wybieramy się nad wodospady Limon. Chcemy iść z buta, a wszyscy nam konia proponują. Z dziećmi na koniach tak nie bardzo, ale szybko zrozumieliśmy dlaczego wszyscy biorą konie. Jest tyle błota, że masakra. Upakowani jesteśmy w błocie po kolana, no i umęczeni, bo małego trzeba było nieść na rękach lub barana.
Wodospady jednak są bardzo ładne i na pewno warto się tu wybrać.
To są małe kawałek przed:
i danie główne:
Można się umyć z błota na chwilę
;). Z powrotem idziemy już centralnie po błocie zamiast omijać i idzie się dużo lepiej.
Całe popołudnie spędzamy na basenie obok kwatery, w końcu wakacje...
Ostatni dzień to już spokojny powrót na lotnisko i cieszy mnie, że nie muszę przebijać się przez miasto, ponieważ lotnisko jest sporo od niego.
Do MIA zabiera nas American. Na dobę nie opłaca mi się brać samochodu. Mamy motel 8 niedaleko lotniska. Bierzemy Ubera.
Ostatniego dnia jedziemy do Doplhin Mall spotkać się z @hiszpan i jego żoną. Zawsze zachodzę w głowę jak mały jest ten świat i z iloma kolegami spotkałem się na szlaku! A z drugiej strony ten świat jest tak wielki, że przez ponad 20 lat intensywnego podróżowania zobaczyłem może 1/3 (wg regionów nomadmania...).
Jemy obiadek, wypijamy kawkę i czas się zbierać do hotelu i na lotnisko. Uberem jest tu przeogromny pick-up, niezła różnica do naszych...
W TAP znowu sporo Polaków. Samolot jest prawie pełny, ale znowu strategicznie zajmuję dwie środkowe czwórki i możemy się wyspać. Szybka przesiadka w LIS i Warszawa wita nas zaledwie kilkoma stopniami.
@pabien jechałeś kiedyś z 4 osobową rodziną i dzieckiem z pieluchami na 2 tygodnie z podręcznym? Jeśli tak to szacun.A do Afryki miałem walizkę, ale jako podręczny.
cart napisał:Czekała nas nocka w Lizbonie i zarezerwowaliśmy Holiday Inn Express niedaleko lotniska. Z uwagi na ciemność i brak ciepłych ciuchów nie zdecydowaliśmy się na Lisbon by night...Od siebie dodam, że w takich sytuacjach kupuję w lumpeksie jakiegoś ciepłego ciucha za 20zł, który po skończonym tripie w chłodnych klimatach po prostu zostawiam w hotelu czy na lotnisku. Gorzej jest przy zwiedzaniu powrotnym, na to jeszcze nie wymyśliłem patentu.
;)
@cart piękna sprawa z tym "prywatnym" lotem
;) to samo miałem w Kostaryce gdy leciałem linią Sansa. Po międzylądowaniu podczas lotu do Quepos byłem jedynym pasażerem obok 2 pilotów
:)
opo napisał:cart napisał:Czekała nas nocka w Lizbonie i zarezerwowaliśmy Holiday Inn Express niedaleko lotniska. Z uwagi na ciemność i brak ciepłych ciuchów nie zdecydowaliśmy się na Lisbon by night...Od siebie dodam, że w takich sytuacjach kupuję w lumpeksie jakiegoś ciepłego ciucha za 20zł, który po skończonym tripie w chłodnych klimatach po prostu zostawiam w hotelu czy na lotnisku. Gorzej jest przy zwiedzaniu powrotnym, na to jeszcze nie wymyśliłem patentu.
;)Na 4 osoby to już się robi 80. To nie są tanie rzeczy
:)
Dochodzimy do głównego placu z pomnikiem Krzysztofa Kolumba:
Widzimy ciuchcię, fajna atrakcja dla dzieci, ale jeszcze 30 minut do odjazdu. Idziemy zatem na lody, a okolice placu są naprawdę ładne
I jedziemy. Pomyśleliśmy, że więcej zobaczymy z ciuchci niż jeżdżąc wózkiem po kostce brukowej...
Mijamy naszą lodziarnię ;)
Najstarszy kościół w mieście:
Po 50 minutach kończymy. Wracamy do samochodu, a ten zastawiony autokarami. Zeszło nam sporo czasu zanim znaleźli się kierowcy by odjechać. Potem dramatyczny przejazd przez to ogromne miasto. Z 1.5h wyjeżdżałem. Dopiero za bramką płatności za drogę zrobiło się luźno. Zwykła droga, a trzeba płacić. Do tego tylko 80 kph.
Do Samany dojeżdżamy późnym popołudniem. Otwarte są tylko dwie restauracje - jedna tak droga jak w Santo Domingo, więc idziemy do pizzerii. Pytamy też o rejsy na wieloryby. Zatoka przy półwyspie Samana znana jest z ogromnej ilości humbaków, które tu wpływają w tym właśnie okresie. Nie ma niestety już miejsc na jutrzejszy rejs. Trwa on zresztą aż 4h więc mój syn od razu dostaje drgawek ;). Odpuścimy.
Nocleg mamy 8 km przed Samana, w małym kompleksie turystycznym. Dojazd z Samana po zmroku to koszmar - samochody i motory albo nie mają świateł, albo jeżdżą na długich, a motory mają mrugające jak stroboskopy.
Kolejnego dnia wybieramy się nad wodospady Limon. Chcemy iść z buta, a wszyscy nam konia proponują. Z dziećmi na koniach tak nie bardzo, ale szybko zrozumieliśmy dlaczego wszyscy biorą konie. Jest tyle błota, że masakra. Upakowani jesteśmy w błocie po kolana, no i umęczeni, bo małego trzeba było nieść na rękach lub barana.
Wodospady jednak są bardzo ładne i na pewno warto się tu wybrać.
To są małe kawałek przed:
i danie główne:
Można się umyć z błota na chwilę ;). Z powrotem idziemy już centralnie po błocie zamiast omijać i idzie się dużo lepiej.
Całe popołudnie spędzamy na basenie obok kwatery, w końcu wakacje...
Ostatni dzień to już spokojny powrót na lotnisko i cieszy mnie, że nie muszę przebijać się przez miasto, ponieważ lotnisko jest sporo od niego.
Do MIA zabiera nas American. Na dobę nie opłaca mi się brać samochodu. Mamy motel 8 niedaleko lotniska. Bierzemy Ubera.
Ostatniego dnia jedziemy do Doplhin Mall spotkać się z @hiszpan i jego żoną. Zawsze zachodzę w głowę jak mały jest ten świat i z iloma kolegami spotkałem się na szlaku! A z drugiej strony ten świat jest tak wielki, że przez ponad 20 lat intensywnego podróżowania zobaczyłem może 1/3 (wg regionów nomadmania...).
Jemy obiadek, wypijamy kawkę i czas się zbierać do hotelu i na lotnisko. Uberem jest tu przeogromny pick-up, niezła różnica do naszych...
W TAP znowu sporo Polaków. Samolot jest prawie pełny, ale znowu strategicznie zajmuję dwie środkowe czwórki i możemy się wyspać. Szybka przesiadka w LIS i Warszawa wita nas zaledwie kilkoma stopniami.