Czy Wam też czas tak szybko leci? Rok temu kupiłem bilet do Kijowa… bo tani. Aby nie wyjść z wprawy od razu i drugi z Kijowa do Dubaju… bo też tani. A że zimno było jak go kupowałem to tym bardziej mnie ten bilet cieszył. W końcu Dubaj to bogate miasto więc stać je na wysokie temperatury nawet w zimie
;-) Wtedy pomyślałem sobie, że odrobinę tego Dubajskiego słonka uszczknę też dla siebie… Sęk w tym, że właśnie wtedy zasadziłem pierwsze ziarenka mojego podróżniczego drzewka. W zasadzie to myślałem, że nabiorę słonka i wrócę ale Scoot zadbał o to by tak się nie stało i wystawił promocję tanich lotów do Australii. Tak jak palacz nie może rzucić papierosów tak niejednemu z nas ciężko jest nie kupić biletu w fantastycznej cenie;-) I ja też nie dałem rady… po dość długim bo ponad 20 sekundowym zastanowieniu bilet z Singapuru do Sydney był mój… Podobno jak się kocha co się robi to się nie czuje, że się to robi tylko kocha… więc bardzo mocno pracowałem, przepraszam kochałem moje 24/7 poszukiwania i gdzieś mniej więcej w okolicach wiosny moja podróż była już prawie złożona. Pozostało rozejrzeć się za dachem nad głową.
Dzień dobry wszystkim na moim pierwszym live blogu z podróży na drugi koniec świata. Tam gdzie woda kręci się w drugą stronę, gdzie kangury nie noszą torebek z Biedronki bo mają własne i gdzie jest widno kiedy u nas ciemno. Moja podróż będzie krótka ale intensywna. Przede mną 11 lotów różnymi liniami, różnymi samolotami, różnymi klasami… to będzie również mój pierwszy raz w C. Perełka którą zrealizuję w ostatniej fazie podróży na trasie SIN - LHR samolotem A380 linii SQ. Przede mną kilka noclegów w hotelach, hostelach i kilka w samolotach.
Moim marzeniem od wielu lat było zobaczyć Uluru. Uluru podczas wschodu i zachodu… Uluru w nocy pod rozgwieżdżonym niebem… Lecę by marzenia się spełniały:-)
Wszystkich Was którzy znajdziecie chwilę czasu i chęć do śledzenia mojej podróży serdecznie zapraszam i pozdrawiam:-) Mam nadzieję, że dam radę w miarę na bieżąco opisywać co ciekawego na trasie;-)
Lot nr 1 już jutro. Startuję z Okęcia o 11:05. Przystanek pierwszy - Kijów. Linie Ukraine Airlines Samolot B737-300
Do usłyszenia jutro… ja biorę się za pakowanie mojego bagażu podręcznego i ładowanie power banków:-)Jakie to miłe uczucie kiedy człowiek jedzie pociągiem w kierunku pracy… ale nie wysiada tylko przejeżdża machając
:) Kolejny przystanek… lotnisko Chopina w Warszawie.
Zacznę swoją „opowieść” od bilansu otwarcia. Może się komuś przydać i mi samemu kiedy na koniec będę chciał podsumować o czym zapomniałem
;-)
Plan lotów: 21.11 WAW - KBP 21.11 KBP - DXB 22.11 DXB - SIN 23.11 SIN - KUL 23.11 KUL - SIN 25.11 SIN - SYD 26.11 SYD - AYQ 28.11 AYQ - SYD 29.11 SYD - SIN 01.12 SIN - LHR 01.12 LHR - WAW
Rzeczy: Wszystko co mam ze sobą mieści się w bagażu podręcznym. Kilka cieplejszych rzeczy na Kijów i Polskę mam na sobie. Ale oczywiście bez przesady. Wyglądam trochę jakbym pomylił strefy czasowe wśród ludzi w zimowych kurtkach
;-)
A co w plecaku: Bielizna (nie za dużo) Trzeba będzie nosić na prawo, na lewo, przód i tył
;-) Krótkie spodenki, kilka koszulek. Dokumenty (paszport, Visa do AUS) Lekarstwa (elektrolity, stoperan, nurofen, krem na odparzenia) Krem do opalania 30 To w zasadzie taki standard. Teraz te ciekawsze rzeczy: Telefon główny iPhone 8plus (posłuży mi również jako aparat główny) Telefon backup Huawei p10(w razie jakby mi rekiny zjadły główny) Kamera sportowa Eken H6s + osprzęt Karta SIM w telefonie backup - Toggle Mobile Selfie stick Klawiatura bluetooth do telefonu żeby mi się lepiej pisało. Przejściówka uniwersalna, dużo kabelków i szybka ładowarka z 3xUSB
No i oczywiście kilka podstawowych kart: Revolut (fizyczna Visa i Master), Diners Club oraz PP na salonikowe wojaże.
Cóż więc pozostało… pozostało dobrze się bawić, wypoczywać (szczególnie psychicznie) i zwiedzać, zwiedzać, zwiedzać…. (miałem na myśli samoloty;)
Dzień 1 - linia startu
Po tym krótkim wstępie będzie równie krótko. Swoją podróż rozpoczynam w saloniku biznesowym Bolero. Właśnie wciągnąłem parówkę, sałatkę i kilka drobnych przekąsek… a ponieważ były średnie to szybko przerzuciłem się na espresso i whiskey
:-) Lotnisko ma dzisiaj jedną niespotykaną wcześniej cechę… jest bardzo ciche, ludzi garstka (nie wiem, może jakaś ewakuacja była i coś mnie ominęło;-) Chciałem skorzystać z Priority Pass do security na Dinersa ale nie udało się… PP był zamknięty tak mało ludzi było. Szok i niedowierzanie
;-) W saloniku również stosunkowo cicho… i mi to pasuje. Wodospad za moimi pleckami kołysze i uspokaja moje myśli… whiskey zresztą też. Jeste miło
:-)
Za 15 minut boarding… @Peta, tak jest. Będzie live
:-)
Jako ze mam już pierwsza uwagę techniczna od razu powiem, że miejsce 11A w B737-300 Ukrainę Airlines jest przy oknie... tylko okna nie ma
;-) 10A tez nie polecam z tego samego powodu.
Nieźle się zaczyna cześć lotnicza mojej podróży;-) Jako, ze byłem już w Kijowie (w pamiętnym większości forumowiczów kwietniu 2018) i leciałem ta sama trasą będę sobie wyobrażać co inni widzą za oknem;-)KIJÓW
Jeden update dotyczący samolotu. B737 się zgadza ale nie 300 a 800. I właśnie się zorientowałem, że takim samym będę leciał do Dubaju. A miejsce jakie sobie wybrałem to……… 10A! Haha… No ja rozumiem, że lot nocny. Ale żeby tak nie popatrzyć w czerń nocy i światła bogatego miasta? Może uda mi się jeszcze zmienić miejsce:-)
Lot UA zwyczajny. Jedzenie, kawa, herbata płatna wiec nie miało powodzenia. Za to kubeczek wody był gratis wiec skorzystałem. Ukraińskiego odpowiednika prince Polo nie dali. Przed lotem zapakowali pasażerów przez rękaw i jak nie przystało na narodowego przewoźnika wypakowali w Kijowie do autobusu. W Kijowie śnieg ale nawet nie zimno.
Jako, że jutro mam w planach wjazd na najwyższy budynek na świecie to dzisiaj jestem już w drodze na najniżej położoną stację metra na świecie Arsenalna
:-) Korzystam z Ubera. Koszt ok 30PLN. Kierowca na wstępie poinformował mnie że jego english is a little bit. I nie kłamał
;-) Wiec przypomniałem sobie kilka rosyjskich słów i dowiedziałem się, ze najlepsze ukraińskie jedzenie jest w restauracjach „Pyzata Chata”. I tam właśnie zamierzam zjeść obiad przed dalsza drogą. Ma być po ukraińsku, obficie i smacznie…. tak powiedział
;-)KIJÓW cd.
Czy ostatecznie jedzenie było smacznie… hmm, w stosunku do ceny lekko ponad 10 PLN za zupę, kotleta, ziemniaki i naleśnika to… w sumie nie ma co narzekać. Puzata Hata to coś a`la nasze bary mleczne. Można się najeść. Zdecydowanie. I muzyka była miła w środku
:)
Uber z lotniska na Metro Arsenalna wyniósł ostatecznie 40 PLN. Niestety Kijów o tej godzinie okazał się totalnie zakorkowany. Na ulicy rządził haos… i traktory
:-) Nie mniej jednak te 40 PLN to za 35km jazdy! Więc sami oceńcie czy drogo. Świadomy korków jakie można spotkać w drodze na lotnisko w tą stronę najpierw podjechałem metrem na stację Boryspilska omijając całe centrum. I z tej stacji znowu Uberem (już tylko 20km) dotarłem na lotnisko.
Co można robić żeby wypełnić czas jazdy schodami ruchomymi na peron metra. Warszawa: wyjąć telefon, sprawdzić która godzina. Zeskoczyć. Kijów/Arsenalna: można obejrzeć odcinek House of Cards na Netflixie, zbudować samolot, rozwiązać sudoku… żeby dostać się na peron trzeba w zasadzie nie jedne ale dwa odcinki schodów pokonać. Jedzie się w sumie ponad 4 minuty. Uszu nie zatyka ale wrażenie robi. Na poziomie środkowym siedzi babinka i bacznie obserwuje czy schody dobrze jadą
;-))
Żeton na metro kosztuje 8 UAH czyli ok 1,10 PLN. Sama koncepcja żetonów troszkę zabawna
;-)
Moje osobiste wrażenie podczas kilkugodzinnego pobytu w mieście… bieda miesza się tu z jeszcze większą biedą… ludzi proszących o pieniądze, ludzi żyjących na ulicy jest dużo. Za dużo. Niestety. Jedni żyją na powierzchni ulicy lub ukryci w zakamarkach… tymczasem zaraz pod ulicą ciągnie się pasaż handlowy rodem z krajów Europy zachodniej. Na twarzach ludzi widać zmęczenie… duże. Zapach w metrze i wygląd metra pozostawia dużo do życzenia. Wagoniki stare rosyjskie jak te które i w Warszawie da się jeszcze spotkać. Tylko te jakoś bardziej zużyte.
Na zewnątrz, i zza okna taksówki miasto wygląda jakby było w budowie… i to chyba jest pozytywne. Miałem taką myśl patrząc na nie, że dzieje się tutaj jakaś powolna transformacja. Nie wiem ile ona lat potrwa ale trzymam kciuki za miasto, za ludzi i za Ukrainę, żeby miasto się rozwijało w dobrym kierunku i żeby ludziom żyło się lepiej
:-)
Informacja techniczna dla tych co przed podróżami. Nie tyle Google Maps co Maps.Me. Mapy naprawdę dają radę. Trzeba tylko oczywiście pamiętać by pobrać je wcześniej do użytku offline. Polecam.
Dobra wiadomość jest dla mnie taka, że wiedząc już jakie miejsce przy oknie ale bez okna mnie czeka poprosiłem miłą panią z UA o zmianę miejsca. I otrzymałem nowe. Zamiast 10A mam 6F. Trzymam kciuki za okno
;-) Nawet gdy za oknem jest ciemno.
Aktualnie piję kawkę w kijowskim Business Lounge gdzie wszedłem drugi już raz dzisiaj na kartę DC. Espresso + mały shot procentowego eliminatora zarazek i jak dam radę to może i wciągnę łyżkę ryżu. Jest tu cicho i spokojnie. Więc znowu mam okazję na fajny relaks przed kolejnym lotem. Co juź niebawem.
Lot nr 2 na trasie Kijów - Dubaj Linie Ukraine Airlines Samolot B737-800
Co ważne… przed wejściem do samolotu zdejmuję bieliznę termoaktywną bo już za parę godzin wlatuję do strefy wiecznego lata
:-)Dzień 2 - Dubaj
Dotarłem do Dubaju. Moje nowe miejsce w samolocie okazało się strzałem w 10kę! Nie dość, że mogłem spokojnie obserwować gwiazdy i światła miast to jeszcze miejsce obok było wolne… więc czułem się prawie jak w biznes klasie. Jedzenie też miałem całkiem dobre… kanapkę z domu. A żeby sucho nie było to znowu dostałem kubeczek wody od UA
;-) Jakby ktoś się zastanawiał czy na 5io godzinnym locie dostanie coś do jedzenia od razu odpowiadam. Tak dostanie… jeśli ma w bagażu swoje i sobie z półki zdejmie lub jeśli sobie kupi
;-)
Wylądowałem… wysiadłem w zasadzie jako jeden z pierwszych i na mecie w wyścigu po stempel również byłem liderem. Nie było to łatwe bo w trakcie maratonu dołączały kolejni zawodnicy. Ale dotarłem w końcu do pana, który miał sprawdzić mój paszport. Sprawdzał, sprawdzał… ze 20x skanował aż zorientował się, że skaner się popsuł... na moim paszporcie. Naprawdę muszę być bardzo brzydki skoro zdjęciem paszportowym potrafię popsuć maszyny;-)
Później było już z górki… przy wyjściu czekał na mnie pan z tabliczką z moim nazwiskiem! Powiedział żebym za nim poszedł, a ja się posłuchałem. 5 minut później byłem już w hotelu Flora Inn. Muszę przyznać, że i shuttle busik, recepcja, pokój i obsługa już zrobiły na mnie duże wrażenie. Dostałem również welcome drinka przy recepcji. I to był najpyszniejszy sok z niewiem czego jaki ostatnio piłem
:-) Co do pana z tabliczką od razu donoszę, że to nie burżujstwo ale transfer w cenie noclegu
:-)
Skoro więc dzień się zaczyna (jest 4 rano), ja jestem gdzie miałem być… mówię wszystkim dobranoc i idę spać żeby być gotowym na śniadanie
:)@Damian_G, @seal
:-) dzięki za dobre słowo
:)Dubaj cd
Bogato, sterylnie, betonowo, pięknie…. brzydko, biednie… Dubaj to miasto kontrastów. Z jednej strony petrodolary rosną w wieżowcach i powodują, że budynki wyglądają okazale. Jest czysto. Bardzo czysto. Centrum handlowe Dubai Mall jeśli się nie mylę chyba największe na świecie oferuje czego dusza zapragnie…. Moja dusza zapragnęła przejść przez nie jak najszybciej i zejść z utartej turystycznej ścieżki…. ale o tym za chwilę.
Wstałem rano, zjadłem śniadanie (poprawne śniadanie) z pysznym smoothie (których wypiłem pewnie z 10. Były w takich małych słoiczkach… więc postarałem się żeby się nie zmarnowały
;-) I zaraz po śniadaniu wyruszyłem zadbać o wrażenia. Dubaj jest bardzo dobrze skomunikowany metrem. W Zasadzie są tu tylko 2 linie ale jedna biegnie przez cały Dubaj zapewniając dobry dojazd do atrakcji. Bilet kupuje się w automacie albo na stacji. Płaci oczywiście Revolutem. 7 AED (czyli 7 PLN) za bilet w jedną stronę z okolic lotniska pod Burj Khalifa. W godzinach szczytu 8 AED.
Ja się wybrałem właśnie do Burj Khalifa. Skoro to najwyższy budynek na świecie to przynajmniej raz w życiu warto go odwiedzić. Bilet kupiłem OnLine, wydrukowałem (to akurat ważny element) i wysiadłem na stacji Burj Khalifa Metro. Nie skierowałem swoich kroków do centrum handlowego… wyszedłem ze stacji żeby dojść do „wind na górę” chodnikiem. Hmmm… Fakt, doszedłem… droga zajęła mi ok godziny. Oczywiście często zatrzymywałem się na zdjęcia… ale nie tylko dlatego. Miasto zbudowane jest w taki sposób, by było dostępne dla samochodów. Ludzie są na 2-im miejscu. Ludzie powinni mijać sklepy w centrum handlowym a nie szlajać się po ulicach
;-) I coś w tym jest. Na ulicy minąłem może kilka osób na całej mojej trasie. Może było ich tak mało na ulicy bo wszyscy byli w kolejce… masakra. Kolejka jak stąd do tamtąd… końca nie było widać. Jedna dla tych co mają bilety (te wydrukowane również), inna dla tych co mają je na komórkach i jeszcze inna dla innych… generalnie sajgon… nikt nic nie wie. Stoisz i liczysz na szczęście. Od momentu jak stanąłem w kolejce po bagatela 1h30 min byłem już na górze….
A jak jest na górze… tak jest, że ten raz w życiu warto było w tej kolejce odstać. Widoki na 124 piętrze super. Nie dostąpiłem tego szczęścia żeby wjechać na 148p z powodu ceny biletu. 530 PLN kosztuje taka gratka. Ja spędziłem na górze jakieś 30 minut i ustawiłem się do kolejki w dół na kolejne 60 min. Dlaczego tak: okazało się, Ze zepsuła się jedna z najszybszych wind na świecie. I dzisiaj działała tylko jedna. No cóż… bywa. Ja poświęciłem ten czas stojąc w kolejce na ankietę AccorHotels za którą otrzymam 500 PKT. Czyli zarobiłem w przeliczeniu 40 PLN
:-)
Jedna rzecz w Burj Khalifa jest super. Internet! Połączenie jest tak szybkie, że mało brakowało a bym cały internet ściągnął sobie do poczytania na później
:-)
Burj Khalifa za dużo mi tego czasu zabrał… mimo to wracając w stronę metra zrobiłem to jak rasowy turysta z katalogu. Przeszedłem przez całe Dubai Mall. Widziałem tysiące sklepów, przemierzyłem dużo kilometrów, niezliczone ilości ruchomej podłogi aź dotarłem do metra. Szybko się zapakowałem i to właśnie tam przy World Trade Center postanowiłem spróbować swoich sił poza przepychem…
Tutaj ludzie żyją zupełnie inaczej. Zakurzone samochody, sklepy… ludzie ubrani po ichniemu. Ja jedyny biały w dzielnicy. W kilku miejscach dało się zauważyć przez otwartą bramę jak oni tu mieszkają. Nie robiłem zdjęć. Uważam, że nie wypada. Zresztą chyba by nikt nie uwierzył, że to ten sam bogaty Dubaj, raptem pół kilometra od głównej ulicy. Tam też zjadłem. W lekko może obskurnej, ale tutejszej prawdziwej restauracji. Takiej gdzie i tutejści jedzą. Ravi Restaurant. Polecam. Można się najeść i nie pójść z torbami.
Teraz już czekam na samolot do Kuala Lumpur z przesiadką w Singapurze. Linie Singapore Airlines. B777. I tutaj liczę na porządną kolację i śniadanie w odróżnieniu od ostatniego 5h lotu UA
;-)Private Internet Access Z Norda zrezygnowałem w okresie próbnym
:-)Z przyjemnością donoszę, że dotarłem właśnie do Singapuru. Pędzę łapać samolot do KUL. Kilka wrażeń pisanych w trakcie lotu:
W drodze…
Jestem właśnie prawie nad Indiami. Konkretnie najedzony... kolacja zaprawiona dla smaku czerwonym winem. I równie czerwonym popita na deser
;-) W sumie to na deser były też lody. Więc lody też popiłem
;-) Mi się po prostu nie chce spać… korzystam więc z okazji i napiszę Wam kilka szczegółów technicznych dotyczących tego i następnego lotu.
Zacznijmy od tego dlaczego lecę do Kuala Lumpur zamiast zostać dłużej w Singapurze. W sumie to z 2 powodów - ponieważ tam jeszcze nigdy nie byłem. W Singapurze zresztą też nie. Ale kiedy szukałem lotów do Singapuru okazało się, że ten sam lot do SIN kosztuje dużo taniej jeśli wezmę łączony do KUL. No to wziąłem. Ci marketingowi magicy zawsze znajdą na mnie jakiś sposób
:-) Oczywiście mogłem jeszcze taniej… ale tą trasę wolałem pokonać porządnymi liniami bez długich przesiadek np w Indiach i „tanimi liniami” Bo myślałem, że się wyśpię…. a nie śpię. Bo mi się nie chce. Padnę jak mucha… pewnie gdzieś pod Singapurem i opudzę się w hangarze jak będą myć samolot
;-)
No dobra ale czy klasa ekonomiczna w SQ ma jakieś zalety. Owszem. Same
:-) Wyliczę kilka: siedzenia są bardzo wygodne z miękkim jak poduszeczka w domu zagłówkiem. System pokładowy z kilkunastoma nowymi filmami. Bardzo dobrze działający tablet. Reaguje na delikatne dotknięcie. Miejsce które wybrałem to 45G (czyli w rzędzie środkowym przy korytarzu). Dlaczego właśnie to miejsce? Miejsca w ekonomicznej klasie są w układzie 3x3x3. Lot jest nocny ale długi. Siedząc przy oknie musiałbym budzić pasażerów gdyby mi się chciało do ubikacji. Gdybym siedział w rzędzie z oknem ale przy korytarzu oni budzili by mnie (gdybym spał). Siedząc tu gdzie siedzę sam decyduję kiedy wstaję, kiedy idę i nikt nie musi przeze mnie przeskakiwać. Jest perfekcyjne. A, że znowu nikt nie chciał obok mnie siedzieć (czyli w środku trójki), to pomiędzy mną, a najbliższym współpasażerem jest wolne miejsce. Jak w klasie biznes na krótkich lotach
:-)
Dostałem skarpetki, szczoteczkę i pastę, poduszkę i kołderkę.
Jest jednak uwaga dla tych co mają w planach lot SQ samolotem B777-300ER: nigdy ale to nigdy nie wybierajcie miejsca 41C oraz 41H. Seat Guru mówi, że to dobre miejsca z dużą przestrzena na nogi. Zgadza się. Tyle, że ta przestrzeń to korytarz na środku którego się siedzi z podkulonymi nogami. Inaczej wózek nie przejedzie albo ktoś się o nasze nogi potknie. Unikać jak ognia! Tego siedzenia nie powinno być w samolocie.
Na pokładzie jest WiFi. Kosztuje od 7USD za 15MB do 20 za 50MB. Z racji mojego zawodu nawet chciałem skorzystać z tej najtańszej opcji żeby zobaczyc jak to działa. Traf chciał, że przy próbie aktywacji WiFi dostałem informację, że Indie nie pozwalają na korzystanie z Internetu nad ich terytorium. No trudno. Ja byłem gotowy ale Indie były przeciwko mnie
;-)
Nawet się chwilę przespałem. Na 2h przed lądowaniem rozpoczął się serwis nr 2. Wciągnąłem wiec croissanta z kurczakiem, herbatkę i sok.Taka ciekawostka. W rękawie przy wyjściu z samolotu stały pielęgniarki z termometrami + urządzeniem nakierowanym i sprawdzającym temperaturę wszystkich wysiadających osób. Jak ktoś chory to na bok... a tam już nie chce wiedzieć co mu robili
;-)))
I kilka fotek z lotu.
Kuala Lumpur i najstraszniejszy owoc świata.
Lot SIN - KUL na najwyższym poziomie dzięki SQ. Samolot A330. Super wygodny szerokokadłubowiec (2x4x2) na locie ok 30minutowym. Obsługa zdążyła podać kawę i już lądowaliśmy:-)
Lotnisko jest nieźle skomunikowane z centrum miasta. Ja wybrałem „PKS” bo mimo, że jedzie dłużej (niż pociąg) to chciałem sobie powygladać przez okno. Koszt dojazdu na dworzec główny to 10MYR czyli prawie 10PLN. Za 18MYR można wziąć opcję dowozu pod drzwi hotelu. Tak też zrobiłem. Bilet na autobus tylko za gotówkę. Pieniążki należy wypłacić korzystając z Revoluta na terminalu. Jest tu kilku operatorów autobusów. Przychodzi się na dworzec i wrzuca kule do maszyny losującej… totalne chybił trafił. Ja podjechałem pod same drzwi Pullmana.
W hotelu z racji statusu Gold otrzymałem upgrade (duży pokój na 22p), owoce i wodę w ładnej szklanej butelce. No i oczywiście 2 welcome drinki (bo mimo, że jestem sam to przecież pokój jest dwuosobowy) Oba wypiłem na 10p hotelu na tarasie z basenem.
Po Kuala Lumpur zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać przed przyjazdem. Ale nie wiem dlaczego w zasadzie jeszcze z samolotu jak zobaczyłem palmy, wszędzie palmy, lasy palmowe… to już wiedziałem, że będzie dobrze. Z tą myślą zacząłem wędrówkę.
Jak tu jest… po całym dniu wędrowania, po przemierzeniu na pieszo może ze 30 km powiem tak: FANTASTYCZNIE, CUDOWNIE, WSPANIALE… zakochałem się w tym mieście. Nie wiem… może nie widziałem wszystkiego ale duch tego miasta jest niesamowity. Swoje pierwsze kroki skierowałem na lokalny market. Tylko nie ten z ciuchami… z owocami.
Owoce kolorowe jak tęcza. Znane i takie co pierwszy raz w życiu widziałem. Na stoisku z owocami spędziłem dużo czasu rozmawiając z lokalnymi i turystami. A o czym się tutaj rozmawia? To może zacznijmy od tego: każdy z nas wie jak pachną śmierdzące skarpetki. No takie powiedzmy po jednym dniu w przemoczonych butach. To teraz wyobraźcie sobie te same skarpetki tylko po 2 tygodniach na nogach i w przemoczonych butach…. to jeszcze nie koniec. O ile to sobie jeszcze jakoś można wyobrazić (chociaż to już niezły hardcore) to pytanie kto miałby ochotę spróbować jak smakują takie skarpety? I to jest właśnie durian, najstraszniejszy owoc świata. Kto był w Malezji, a nie jadł duriana to w Malezji nie był
;-).
Ja byłem, spróbowałem… minęło kilka godzin, a ja czuję skarpety. Dobrze, że mnie na noc do hotelu wpuścili
;-)
Pewnie są jacyś fani tych skarpet… ja nie jestem
;-) Temu owocu już podziękujemy. Na wszelki wypadek kupiłem od razu kilka innych nieznanych mi owocków więc szybko po durianie je wszamałem, żeby jakoś złagodzić smak i zapach śmierdziucha wszech czasów
;-)
Dzień spędziłem na chodzeniu po mieście. Zaczynając od targu o którym wyżej, przez wspaniałe parki z cudownymi roślinami aż do wizyty na 86p Petronas Twin Towers. Miasto jest bajecznie zielone. Może to z roślin pochodzi duch tego miasta i dlaczego tak dobrze się tutaj czuję.
Jeśli chodzi o Petronas Towers bilet kupiłem wcześniej online na godz 19.00. Miałem nadzieję, że załapię się na trochę jeszcze światła, a jeszcze więcej nocy. I tak było. Gdybym teraz miał porównać Burj Khalifa z Petronas Towers to na BK raz w życiu wystarczy. Tutaj chętnie wjadę jeszcze tyle razy ile razy zawieje mnie do tego miasta. Wjazd był dobrze zorganizowany i punktualny. Cała wizyta od wjazdu do zjazdu trwa ok 45 min. I było warto każdej minuty spędzonej na górze.
@Peta, tak jest. Będzie live
:-)Jako ze mam już pierwsza uwagę techniczna od razu powiem, że miejsce 11A w B737-300 Ukrainę Airlines jest przy oknie... tylko okna nie ma
;-) 10A tez nie polecam z tego samego powodu.Nieźle się zaczyna cześć lotnicza mojej podróży;-) Jako, ze byłem już w Kijowie (w pamiętnym większości forumowiczów kwietniu 2018) i leciałem ta sama trasą będę sobie wyobrażać co inni widzą za oknem;-)
KIJÓWJeden update dotyczący samolotu. B737 się zgadza ale nie 300 a 800. I właśnie się zorientowałem, że takim samym będę leciał do Dubaju. A miejsce jakie sobie wybrałem to……… 10A! Haha… No ja rozumiem, że lot nocny. Ale żeby tak nie popatrzyć w czerń nocy i światła bogatego miasta? Może uda mi się jeszcze zmienić miejsce:-)Lot UA zwyczajny. Jedzenie, kawa, herbata płatna wiec nie miało powodzenia. Za to kubeczek wody był gratis wiec skorzystałem. Ukraińskiego odpowiednika prince Polo nie dali. Przed lotem zapakowali pasażerów przez rękaw i jak nie przystało na narodowego przewoźnika wypakowali w Kijowie do autobusu. W Kijowie śnieg ale nawet nie zimno.Jako, że jutro mam w planach wjazd na najwyższy budynek na świecie to dzisiaj jestem już w drodze na najniżej położoną stację metra na świecie Arsenalna
:-)Korzystam z Ubera. Koszt ok 30PLN. Kierowca na wstępie poinformował mnie że jego english is a little bit. I nie kłamał
;-) Wiec przypomniałem sobie kilka rosyjskich słów i dowiedziałem się, ze najlepsze ukraińskie jedzenie jest w restauracjach „Pyzata Chata”. I tam właśnie zamierzam zjeść obiad przed dalsza drogą. Ma być po ukraińsku, obficie i smacznie…. tak powiedział
;-)
@QbaqBA według google to Najgłębsza na świecie stacja metra, Arsenalna w Kijowie, znajduje się na głębokości 105,5 m. U Koreańczyków niby jest głębiej bo 110m ale oficjalnych danych nie ma.
Dubaj miasto kontrastów i momentami nawet miasto widmo.Coś co powstało w głowach członków jednej rodziny, co nie zmienia faktu, że Burj Khalifa jak i widok z niego robi wrażenie, tak jak i inne cuda współczesnej technologii i budownictwa.
Z przyjemnością donoszę, że dotarłem właśnie do Singapuru. Pędzę łapać samolot do KUL. Kilka wrażeń pisanych w trakcie lotu:W drodze…Jestem właśnie prawie nad Indiami. Konkretnie najedzony... kolacja zaprawiona dla smaku czerwonym winem. I równie czerwonym popita na deser
;-)W sumie to na deser były też lody. Więc lody też popiłem
;-)Mi się po prostu nie chce spać… korzystam więc z okazji i napiszę Wam kilka szczegółów technicznych dotyczących tego i następnego lotu.Zacznijmy od tego dlaczego lecę do Kuala Lumpur zamiast zostać dłużej w Singapurze. W sumie to z 2 powodów - ponieważ tam jeszcze nigdy nie byłem. W Singapurze zresztą też nie. Ale kiedy szukałem lotów do Singapuru okazało się, że ten sam lot do SIN kosztuje dużo taniej jeśli wezmę łączony do KUL. No to wziąłem. Ci marketingowi magicy zawsze znajdą na mnie jakiś sposób
:-)Oczywiście mogłem jeszcze taniej… ale tą trasę wolałem pokonać porządnymi liniami bez długich przesiadek np w Indiach i „tanimi liniami”Bo myślałem, że się wyśpię…. a nie śpię. Bo mi się nie chce. Padnę jak mucha… pewnie gdzieś pod Singapurem i opudzę się w hangarze jak będą myć samolot
;-)No dobra ale czy klasa ekonomiczna w SQ ma jakieś zalety. Owszem. Same
:-) Wyliczę kilka: siedzenia są bardzo wygodne z miękkim jak poduszeczka w domu zagłówkiem. System pokładowy z kilkunastoma nowymi filmami. Bardzo dobrze działający tablet. Reaguje na delikatne dotknięcie. Miejsce które wybrałem to 45G (czyli w rzędzie środkowym przy korytarzu). Dlaczego właśnie to miejsce? Miejsca w ekonomicznej klasie są w układzie 3x3x3. Lot jest nocny ale długi. Siedząc przy oknie musiałbym budzić pasażerów gdyby mi się chciało do ubikacji. Gdybym siedział w rzędzie z oknem ale przy korytarzu oni budzili by mnie (gdybym spał). Siedząc tu gdzie siedzę sam decyduję kiedy wstaję, kiedy idę i nikt nie musi przeze mnie przeskakiwać. Jest perfekcyjne. A, że znowu nikt nie chciał obok mnie siedzieć (czyli w środku trójki), to pomiędzy mną, a najbliższym współpasażerem jest wolne miejsce. Jak w klasie biznes na krótkich lotach
:-)Dostałem skarpetki, szczoteczkę i pastę, poduszkę i kołderkę.Jest jednak uwaga dla tych co mają w planach lot SQ samolotem B777-300ER: nigdy ale to nigdy nie wybierajcie miejsca 41C oraz 41H. Seat Guru mówi, że to dobre miejsca z dużą przestrzena na nogi. Zgadza się. Tyle, że ta przestrzeń to korytarz na środku którego się siedzi z podkulonymi nogami. Inaczej wózek nie przejedzie albo ktoś się o nasze nogi potknie. Unikać jak ognia! Tego siedzenia nie powinno być w samolocie. Na pokładzie jest WiFi. Kosztuje od 7USD za 15MB do 20 za 50MB. Z racji mojego zawodu nawet chciałem skorzystać z tej najtańszej opcji żeby zobaczyc jak to działa. Traf chciał, że przy próbie aktywacji WiFi dostałem informację, że Indie nie pozwalają na korzystanie z Internetu nad ich terytorium. No trudno. Ja byłem gotowy ale Indie były przeciwko mnie
;-)Nawet się chwilę przespałem. Na 2h przed lądowaniem rozpoczął się serwis nr 2. Wciągnąłem wiec croissanta z kurczakiem, herbatkę i sok.
Czytam i śledzę z zaciekawieniem, ale znalazłem jedno faux pas...
;) Quote: Kiedy już znalazłem czego szukałem okazało się, że kolejka do wejścia jak w sobotę do kasy w biedronceJak sobota to, tylko do lidla, do lidla....
:P pozdrawiam
@adamkru: super relacja. Co prawda już dwa razy byłem w Kuala Lumpur ale znów za nim zatęskniłem czytając i oglądając zdjęcia.
:) Malindo też fantastycznie wspominam - bardzo dobry komfort lotu - leciałem z nimi nawet dłuższą trasę KUL - HAN.
@brzemia, o to chodzi! Brawo
:-)Najlepsza opcja jest taka: bierzecie 2 telefony. Jeden główny gdzie macie wszystko i z którego normalnie korzystacie.Drugi dowolny byle długo bateria trzymała (najlepiej wyłączyć automatyczna synchronizację)Wsadza się kartę dowolnego kraju do tego drugiego telefonu i otwiera WiFi HotSpot. Na telefonie podstawowym (tym głównym) zapinamy się do WiFi. I w ten sposób mamy WiFi 24h/7 gdziekolwiek jesteśmy. I koniec zmartwień. Połączenia wychodzące lecą po WiFi z paczki danych karty kupionej w danym kraju. A płacimy za nie jakbyśmy dzwonili z Polski.Pomijam fakt, ze telefon główny musi mieć włączona opcje WiFi Callingu. A ona jest za free u operatorów w Polsce
:-)Taaa daaa
:-)Warto o tym wiedzieć. Bo to się po prostu opłaca. I to jest zgodne z filozofia nazwy portalu fly4free
;-) Dodałbym call4free
:-) Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
To już bez znaczenia. Co Ci będzie wygodniej. Może z tą drobną uwagą, że jeśli chciałbyś mimo wszystko lokalnie dzwonić w jakimś kraju to wtedy lepszy telefon bo wielozadaniowy (nie tylko do internetu)Ważniejsze jest by włączyć, wypróbować i nauczyć się działać z WiFi Calling jeszcze w Polsce. Po prostu z domu z domowego routera
:-)
Relacja zapowiadała się bardzo dobrze, ale jak się okazuje - jest jeszcze lepsza. Dużo szczegółów praktycznych, które mam nadzieję będzie mi dane kiedyś wykorzystać.
@adamkruBardzo ciekawa relacja
:)Ponadto, niezmiernie Ci dziękuję za uświadomienie mi, że bilety na Petronas Towers warto zarezerwować z wyprzedzeniem - szczególnie w moim terminie.Przylatujemy do KL 30 grudnia i zostajemy do Nowego Roku. Myślałam sobie, że wjedziemy 31 grudnia ale oczywiście nie ma już ani jednego biletu. No i wzięłam 3 ostatnie na 30 grudnia na 20.00 - zależało mi na wjeździe wieczornym lub tuż przed wieczorem. Ale na 19.00 już oczywiście nie ma nic! Dzięki raz jeszcze
:)
Relacja pierwsza klasa! Naprawdę wciąga i świetnie się czyta! ???I na wspominki bierze, bo równo 4 lata temu też tam się przewinęłam-ekspresowo 26-28.11.2014
:)Oprócz samego Uluru, podobało mi się w Kings Canyon-warto połazikować w górę (ale trzeba było wyjechac prawie w nocy, by być wcześnie na szlaku, bo z uwagi na ekstremalne temperatury wtedy-zamykali trasę ok. 11 ? ).Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!
:)
Ciekawa jest Twoja relacja, taka osobista, doskonale się czyta.Pomyśl sobie, że w Uluru nie zawsze jest tak samo. Podczas mojej wizyty, na przełomie maja i kwietnia chmury co chwila zakrywały słońce i nawet popadał deszcz. Nie przypominam sobie żadnego roju much.Tak czy siak, miejsce jest przepiękne.
Dopiero teraz zacząłem czytać tą fajną relację, bo mnie ten biznes w Scoot zaintrygował. Tak na gorąco, po odcinkach o Sydney i Scoot, gratuluję fajnej wyprawy i lekkiego pióra
:) Muszę przeczytać też wcześniejsze wpisy...Listopadowe Sydney ozdobione chabrowymi płatkami kwiatów jest rzeczywiście urokliwe. Byłem z grubsza w podobnym czasie.Ciekawe, czy z Mercure w Singapurze będziesz uderzał na miasto, czy tylko nocujesz? Będę chciał skorzystać z tego hotelu w czasie RTW. Przylecę do Singapuru ok. 16:00, a wylot będzie następnego dnia ok. 8:00. Jak oceniasz ten hotel na to, żeby wieczorem, już po zameldowaniu wyskoczyć z niego do centrum i wrócić na spanie? Punktami płaciłeś za całość, czy część?
To która "mała" przypadła Ci bardziej do gustu - China, czy India? Jedyny raz, gdy byłem w Singapurze (z 8 - 10 lat temu), nie dotarłem ani tu, ani tu. Tym razem czasu wystarczy pewnie tylko na jeden z tych rejonów, więc może pomożesz w wyborze
:)A biznes w SQ to miodzio. Będzie Pan zadowolony...Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
@tropikey, to już będziesz musiał się zastanowić na co będziesz miał danego dnia ochotę. Jeśli chcesz zobaczyć Singapur jak z katalogu to Marina i dookoła hotelu w którym będziesz. Katong to podobno niezła dzielnica. Jeśli chcesz niezłe zjeść i przy okazji np kupić ciuchy do podręcznego bo podczas RTW nie chce Ci się prać o zajrzyj do chińczyka.Arabska + indyjska to z kolei jeszcze zupełnie inne doświadczenie. Co komu pasuje. Pamiętaj tylko, ze po tym co zobaczysz Singapur już nigdy nie będzie taki sam
;-)
kurczę, nawet long kongi Ci podali
:) Mi to się nigdy jeszcze w samolocie nie przytrafiło. Zazdroszczę, bo to jeden z moich ulubionych owoców (na wszelki wypadek dodam, że chodzi mi o te brunatne, niepozorne kulki
:D )
Podali kilka. Ale jak zobaczyłem jakie są pyszne od razu poprosiłem o świeżą dostawę i ilość wg uznania
:-) I taki talerzyk za chwilkę wylądował na stoliku
:-)
No to szkoda, że będą w Kuala Lumpur nie kupiłeś sobie całej tej wielkiej kiści, którą widać na jednym ze zdjęć...My obżeraliśmy się tym w Tajlandii (nie raz...).
@akna: w Tajlandii zwali to long kongiem, choć patrzę w internet i widzę, że to dwa różne owoce. Szczególnej różnicy wizualnej między nimi nie widzę. Pewnie to trochę jak wiśnie i czereśnie (wzrokowo) dla kogoś nieobeznanego
:) Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Świetna relacja, jak dla mnie idealnie zachowane proporcje pomiędzy opisami „technicznymi” a osobistymi refleksjami. Trzymam kciuki za nominację do relacji miesiąca i życzę zdobycia bonu do Decathlonu. Poza tym gratuluję lekkiego pióra, doskonalej podróży i empatycznej żony
:D
Relacja świetna, bardzo przyjemnie się czytało. Może i nie było z Tobą żony ale za to zabrałeś ze sobą całkiem sporo forumowiczów, więc tak naprawdę nie byłeś całkiem sam
:)
Dobre podsumowanie całej wyprawy i sensu organizowania kolejnych.Dzięki za dobrą relację i powodzenia w kolejnych podróżach bo pewnie nie jedna wyprawa już ułożona w głowie?
Bardzo wszystkim raz jeszcze dziękuję za wszystkie pozytywne opinie. Aż sam jestem w szoku ale i bardzo, bardzo się cieszę, że moja relacja tak się Wam podobała.Cieszę się również, że mogłem Was zabrać ze sobą w moją podróż. Może to właśnie dlatego tak się wszystko ładnie układało w trakcie, że nie byłem tak naprawdę sam
:-)Wspomnienie które mi dzisiaj przez cały dzień towarzyszy to czas, kiedy dokładnie tydzień temu siedziałem na lotnisku z Sydney czekając na samolot do Uluru. Obserwowałem samoloty, ludzi, słonko... kiedy napisałem, że poniedziałki naprawdę mogą być jednak piękne
:-) Patrzę więc w przyszłość z nadzieją na realizację kolejnych podróżniczych marzeń cytując fragment filmu Wniebowzięci, że "człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać..."
:-)
Mimo tego, że Australia to jeden z tych kierunków, który mnie kompletnie nie interesuje to relację przeczytałem dzisiaj na raz. Bardzo dobrze się czytało i fajnie, że tak od serducha.Pomyślności i spełnienia kolejnych podróżniczych marzeń życzeń.
bardzo fajna relacja (mimo, że nie jaram się samolotami ?), sporo przydatnych informacji i ogólnie lekko się czyta
:) niestety nie miałam jeszcze okazji być w Australii jednak co do Dubaju, że nie porywa oraz że KL jest super to się zgodzę
:D i podziwiam, że poleciales na drugi koniec świata na dosłownie parę dni, żeby zobaczyć "tylko" urulu
:)
maginiak napisał:@adamkru zrobił nawet więcej, poleciał na drugi koniec świata i nie zobaczył "urulu"
:Dsorry literówka aż oczy bolą
:D ofkors chodziło mi o Uluru
:D
adamkru napisał:Bilet w jedną stronę z Singapuru do Warszawy przez Londyn to koszt bagatela 19k PLN! Ja za bilet zapłaciłem 67 MIL M&M + 207 PLN dopłaty
:-) Taaa daaa
:-)67 mil ? czy może 67.000 mil ???
:)... niemniej jednak zaszczepiłeś mi ciekawość do bliższego zaprzyjaźnienia się z milami i z SQ, bo na Uluru chętkę mam już od maleńkości.
67tyś M&M oczywiście. Gdyby lot kosztował 67 „bez tyś” to za mile które posiadam pewnie mógłbym polecieć biznes klasą do gwiazdy polarnej
;-) Marzenie
;-)Ja robiłem rezerwację mojego biletu ok marca 2018r. Pamiętam, że dostępność biznesu z SIN była dość imponująca. Zarówno SQ, LOTem (bezpośrednio do WAW), Swiss etc. Dopłaty minimalnie się tylko różniły. Jeśli będziesz celować w SQ sprawdź jeszcze przed zakupem biletu dni w których chcesz lecieć na trasie SIN - LHR ponieważ chyba w środy A380 lata w odświeżonej wersji biznesu
:-)
Dzięki za świetną relację! Czytało się ją wspaniale. Pamiętam jak wracaliśmy ze zlotu w Kijowie i opowiadałeś wtedy o planie na tę podróż. Już wtedy Ci jej bardzo zazdrościłam
;) Oczywiście w pozytywnym sensie, że może kiedyś też uda mi się odbyć podobny wyjazd
:?: Super, że tak fajnie udała się Twoja wyprawa! I życzę spełniania kolejnych podróżniczych marzeń
:D
Ta relacja ma jedną wielką wadę - nie można przestać jej czytać.
:lol:Miałem poczytać chwilkę przed snem a tu nie wiadomo kiedy się 0:40 zrobiło. A pobudka o 6:00.Świetna podróż, właśnie dojrzałem do zrobienia czegoś podobnego - dużo lotów, mało bycia. Droga jest celem. Może RTW, może Ameryka Południowa lub właśnie Australia. Zobaczymy co los i błędy taryfowe przyniosą.Super zdjęcia, zwłaszcza jak na robione telefonem Bardzo mi się spodobały filmy z lotów (cały lot w 44 sekundy
:) ).A największą wartością jest sposób, w jaki to wszystko opisałeś. Bardzo mi odpowiada Twoje poczucie humoru.Trochę to chaotycznie piszę, ale rozsądek wraz z sennością już mnie gonią do sypialni. To już przedostatnia relacja z nominowanych w 2018, a wraz z zimowym Yellowstone jesteście faworytami. Chociaż trzeba przyznać, że słabych relacji wśród nominowanych nie ma.
Rewelacyjna wyprawa, świetnie ze szczegółami opisana. Wykorzystuj talent pisarski - chociaż teraz jest na rynku wielu piszących, acz bez umiejętności
:D Mimo wszystko, szacun za odwagę samotnej podróży.
sprawa rzeczywiście bardzo świeża, skoro nie znajduję żadnego internetowego źródła zaopatrzenia w to dzieło. No chyba, że jedynie wysyłkowo wprost od Ciebie?A na marginesie, czyżby w projektowaniu okładki wziął udział mityczny grafik strony głównej F4F
:D ?
Nie ma kota z dolarami... to nie ten sam grafik
;-) Empik i inni gracze jeszcze do mnie nie dotarli z walizką skarbów. Może dlatego, że nie wiedzą o moim istnieniu
;-) Muszę im chyba podrzucic egzemplarz na półkę do poczytania
;-)Dla "fanów" mojej relacji też kilka egzemplarzy znajdę
:-)
Czy Wam też czas tak szybko leci? Rok temu kupiłem bilet do Kijowa… bo tani. Aby nie wyjść z wprawy od razu i drugi z Kijowa do Dubaju… bo też tani. A że zimno było jak go kupowałem to tym bardziej mnie ten bilet cieszył. W końcu Dubaj to bogate miasto więc stać je na wysokie temperatury nawet w zimie ;-) Wtedy pomyślałem sobie, że odrobinę tego Dubajskiego słonka uszczknę też dla siebie…
Sęk w tym, że właśnie wtedy zasadziłem pierwsze ziarenka mojego podróżniczego drzewka. W zasadzie to myślałem, że nabiorę słonka i wrócę ale Scoot zadbał o to by tak się nie stało i wystawił promocję tanich lotów do Australii. Tak jak palacz nie może rzucić papierosów tak niejednemu z nas ciężko jest nie kupić biletu w fantastycznej cenie;-) I ja też nie dałem rady… po dość długim bo ponad 20 sekundowym zastanowieniu bilet z Singapuru do Sydney był mój…
Podobno jak się kocha co się robi to się nie czuje, że się to robi tylko kocha… więc bardzo mocno pracowałem, przepraszam kochałem moje 24/7 poszukiwania i gdzieś mniej więcej w okolicach wiosny moja podróż była już prawie złożona. Pozostało rozejrzeć się za dachem nad głową.
Dzień dobry wszystkim na moim pierwszym live blogu z podróży na drugi koniec świata. Tam gdzie woda kręci się w drugą stronę, gdzie kangury nie noszą torebek z Biedronki bo mają własne i gdzie jest widno kiedy u nas ciemno.
Moja podróż będzie krótka ale intensywna.
Przede mną 11 lotów różnymi liniami, różnymi samolotami, różnymi klasami… to będzie również mój pierwszy raz w C. Perełka którą zrealizuję w ostatniej fazie podróży na trasie SIN - LHR samolotem A380 linii SQ.
Przede mną kilka noclegów w hotelach, hostelach i kilka w samolotach.
Moim marzeniem od wielu lat było zobaczyć Uluru. Uluru podczas wschodu i zachodu… Uluru w nocy pod rozgwieżdżonym niebem…
Lecę by marzenia się spełniały:-)
Wszystkich Was którzy znajdziecie chwilę czasu i chęć do śledzenia mojej podróży serdecznie zapraszam i pozdrawiam:-) Mam nadzieję, że dam radę w miarę na bieżąco opisywać co ciekawego na trasie;-)
Lot nr 1 już jutro.
Startuję z Okęcia o 11:05.
Przystanek pierwszy - Kijów.
Linie Ukraine Airlines
Samolot B737-300
Do usłyszenia jutro… ja biorę się za pakowanie mojego bagażu podręcznego i ładowanie power banków:-)Jakie to miłe uczucie kiedy człowiek jedzie pociągiem w kierunku pracy… ale nie wysiada tylko przejeżdża machając :) Kolejny przystanek… lotnisko Chopina w Warszawie.
Zacznę swoją „opowieść” od bilansu otwarcia.
Może się komuś przydać i mi samemu kiedy na koniec będę chciał podsumować o czym zapomniałem ;-)
Plan lotów:
21.11 WAW - KBP
21.11 KBP - DXB
22.11 DXB - SIN
23.11 SIN - KUL
23.11 KUL - SIN
25.11 SIN - SYD
26.11 SYD - AYQ
28.11 AYQ - SYD
29.11 SYD - SIN
01.12 SIN - LHR
01.12 LHR - WAW
Rzeczy:
Wszystko co mam ze sobą mieści się w bagażu podręcznym. Kilka cieplejszych rzeczy na Kijów i Polskę mam na sobie. Ale oczywiście bez przesady. Wyglądam trochę jakbym pomylił strefy czasowe wśród ludzi w zimowych kurtkach ;-)
A co w plecaku:
Bielizna (nie za dużo) Trzeba będzie nosić na prawo, na lewo, przód i tył ;-)
Krótkie spodenki, kilka koszulek.
Dokumenty (paszport, Visa do AUS)
Lekarstwa (elektrolity, stoperan, nurofen, krem na odparzenia)
Krem do opalania 30
To w zasadzie taki standard. Teraz te ciekawsze rzeczy:
Telefon główny iPhone 8plus (posłuży mi również jako aparat główny)
Telefon backup Huawei p10(w razie jakby mi rekiny zjadły główny)
Kamera sportowa Eken H6s + osprzęt
Karta SIM w telefonie backup - Toggle Mobile
Selfie stick
Klawiatura bluetooth do telefonu żeby mi się lepiej pisało.
Przejściówka uniwersalna, dużo kabelków i szybka ładowarka z 3xUSB
No i oczywiście kilka podstawowych kart: Revolut (fizyczna Visa i Master), Diners Club oraz PP na salonikowe wojaże.
Cóż więc pozostało… pozostało dobrze się bawić, wypoczywać (szczególnie psychicznie) i zwiedzać, zwiedzać, zwiedzać…. (miałem na myśli samoloty;)
Dzień 1 - linia startu
Po tym krótkim wstępie będzie równie krótko.
Swoją podróż rozpoczynam w saloniku biznesowym Bolero. Właśnie wciągnąłem parówkę, sałatkę i kilka drobnych przekąsek… a ponieważ były średnie to szybko przerzuciłem się na espresso i whiskey :-)
Lotnisko ma dzisiaj jedną niespotykaną wcześniej cechę… jest bardzo ciche, ludzi garstka (nie wiem, może jakaś ewakuacja była i coś mnie ominęło;-)
Chciałem skorzystać z Priority Pass do security na Dinersa ale nie udało się… PP był zamknięty tak mało ludzi było. Szok i niedowierzanie ;-)
W saloniku również stosunkowo cicho… i mi to pasuje. Wodospad za moimi pleckami kołysze i uspokaja moje myśli… whiskey zresztą też. Jeste miło :-)
Za 15 minut boarding…
Jako ze mam już pierwsza uwagę techniczna od razu powiem, że miejsce 11A w B737-300 Ukrainę Airlines jest przy oknie... tylko okna nie ma ;-) 10A tez nie polecam z tego samego powodu.
Nieźle się zaczyna cześć lotnicza mojej podróży;-) Jako, ze byłem już w Kijowie (w pamiętnym większości forumowiczów kwietniu 2018) i leciałem ta sama trasą będę sobie wyobrażać co inni widzą za oknem;-)KIJÓW
Jeden update dotyczący samolotu. B737 się zgadza ale nie 300 a 800. I właśnie się zorientowałem, że takim samym będę leciał do Dubaju. A miejsce jakie sobie wybrałem to……… 10A! Haha… No ja rozumiem, że lot nocny. Ale żeby tak nie popatrzyć w czerń nocy i światła bogatego miasta? Może uda mi się jeszcze zmienić miejsce:-)
Lot UA zwyczajny. Jedzenie, kawa, herbata płatna wiec nie miało powodzenia. Za to kubeczek wody był gratis wiec skorzystałem. Ukraińskiego odpowiednika prince Polo nie dali. Przed lotem zapakowali pasażerów przez rękaw i jak nie przystało na narodowego przewoźnika wypakowali w Kijowie do autobusu. W Kijowie śnieg ale nawet nie zimno.
Jako, że jutro mam w planach wjazd na najwyższy budynek na świecie to dzisiaj jestem już w drodze na najniżej położoną stację metra na świecie Arsenalna :-)
Korzystam z Ubera. Koszt ok 30PLN.
Kierowca na wstępie poinformował mnie że jego english is a little bit. I nie kłamał ;-) Wiec przypomniałem sobie kilka rosyjskich słów i dowiedziałem się, ze najlepsze ukraińskie jedzenie jest w restauracjach „Pyzata Chata”. I tam właśnie zamierzam zjeść obiad przed dalsza drogą. Ma być po ukraińsku, obficie i smacznie…. tak powiedział ;-)KIJÓW cd.
Czy ostatecznie jedzenie było smacznie… hmm, w stosunku do ceny lekko ponad 10 PLN za zupę, kotleta, ziemniaki i naleśnika to… w sumie nie ma co narzekać. Puzata Hata to coś a`la nasze bary mleczne. Można się najeść. Zdecydowanie. I muzyka była miła w środku :)
Uber z lotniska na Metro Arsenalna wyniósł ostatecznie 40 PLN. Niestety Kijów o tej godzinie okazał się totalnie zakorkowany. Na ulicy rządził haos… i traktory :-) Nie mniej jednak te 40 PLN to za 35km jazdy! Więc sami oceńcie czy drogo.
Świadomy korków jakie można spotkać w drodze na lotnisko w tą stronę najpierw podjechałem metrem na stację Boryspilska omijając całe centrum. I z tej stacji znowu Uberem (już tylko 20km) dotarłem na lotnisko.
Co można robić żeby wypełnić czas jazdy schodami ruchomymi na peron metra.
Warszawa: wyjąć telefon, sprawdzić która godzina. Zeskoczyć.
Kijów/Arsenalna: można obejrzeć odcinek House of Cards na Netflixie, zbudować samolot, rozwiązać sudoku… żeby dostać się na peron trzeba w zasadzie nie jedne ale dwa odcinki schodów pokonać. Jedzie się w sumie ponad 4 minuty. Uszu nie zatyka ale wrażenie robi. Na poziomie środkowym siedzi babinka i bacznie obserwuje czy schody dobrze jadą ;-))
Żeton na metro kosztuje 8 UAH czyli ok 1,10 PLN. Sama koncepcja żetonów troszkę zabawna ;-)
Moje osobiste wrażenie podczas kilkugodzinnego pobytu w mieście… bieda miesza się tu z jeszcze większą biedą… ludzi proszących o pieniądze, ludzi żyjących na ulicy jest dużo. Za dużo. Niestety.
Jedni żyją na powierzchni ulicy lub ukryci w zakamarkach… tymczasem zaraz pod ulicą ciągnie się pasaż handlowy rodem z krajów Europy zachodniej.
Na twarzach ludzi widać zmęczenie… duże.
Zapach w metrze i wygląd metra pozostawia dużo do życzenia. Wagoniki stare rosyjskie jak te które i w Warszawie da się jeszcze spotkać. Tylko te jakoś bardziej zużyte.
Na zewnątrz, i zza okna taksówki miasto wygląda jakby było w budowie… i to chyba jest pozytywne. Miałem taką myśl patrząc na nie, że dzieje się tutaj jakaś powolna transformacja. Nie wiem ile ona lat potrwa ale trzymam kciuki za miasto, za ludzi i za Ukrainę, żeby miasto się rozwijało w dobrym kierunku i żeby ludziom żyło się lepiej :-)
Informacja techniczna dla tych co przed podróżami. Nie tyle Google Maps co Maps.Me. Mapy naprawdę dają radę. Trzeba tylko oczywiście pamiętać by pobrać je wcześniej do użytku offline. Polecam.
Dobra wiadomość jest dla mnie taka, że wiedząc już jakie miejsce przy oknie ale bez okna mnie czeka poprosiłem miłą panią z UA o zmianę miejsca. I otrzymałem nowe. Zamiast 10A mam 6F. Trzymam kciuki za okno ;-) Nawet gdy za oknem jest ciemno.
Aktualnie piję kawkę w kijowskim Business Lounge gdzie wszedłem drugi już raz dzisiaj na kartę DC.
Espresso + mały shot procentowego eliminatora zarazek i jak dam radę to może i wciągnę łyżkę ryżu. Jest tu cicho i spokojnie. Więc znowu mam okazję na fajny relaks przed kolejnym lotem. Co juź niebawem.
Lot nr 2 na trasie Kijów - Dubaj
Linie Ukraine Airlines
Samolot B737-800
Co ważne… przed wejściem do samolotu zdejmuję bieliznę termoaktywną bo już za parę godzin wlatuję do strefy wiecznego lata :-)Dzień 2 - Dubaj
Dotarłem do Dubaju. Moje nowe miejsce w samolocie okazało się strzałem w 10kę! Nie dość, że mogłem spokojnie obserwować gwiazdy i światła miast to jeszcze miejsce obok było wolne… więc czułem się prawie jak w biznes klasie. Jedzenie też miałem całkiem dobre… kanapkę z domu. A żeby sucho nie było to znowu dostałem kubeczek wody od UA ;-)
Jakby ktoś się zastanawiał czy na 5io godzinnym locie dostanie coś do jedzenia od razu odpowiadam. Tak dostanie… jeśli ma w bagażu swoje i sobie z półki zdejmie lub jeśli sobie kupi ;-)
Wylądowałem… wysiadłem w zasadzie jako jeden z pierwszych i na mecie w wyścigu po stempel również byłem liderem. Nie było to łatwe bo w trakcie maratonu dołączały kolejni zawodnicy. Ale dotarłem w końcu do pana, który miał sprawdzić mój paszport. Sprawdzał, sprawdzał… ze 20x skanował aż zorientował się, że skaner się popsuł... na moim paszporcie. Naprawdę muszę być bardzo brzydki skoro zdjęciem paszportowym potrafię popsuć maszyny;-)
Później było już z górki… przy wyjściu czekał na mnie pan z tabliczką z moim nazwiskiem! Powiedział żebym za nim poszedł, a ja się posłuchałem. 5 minut później byłem już w hotelu Flora Inn. Muszę przyznać, że i shuttle busik, recepcja, pokój i obsługa już zrobiły na mnie duże wrażenie. Dostałem również welcome drinka przy recepcji. I to był najpyszniejszy sok z niewiem czego jaki ostatnio piłem :-)
Co do pana z tabliczką od razu donoszę, że to nie burżujstwo ale transfer w cenie noclegu :-)
Skoro więc dzień się zaczyna (jest 4 rano), ja jestem gdzie miałem być… mówię wszystkim dobranoc i idę spać żeby być gotowym na śniadanie :)@Damian_G, @seal :-) dzięki za dobre słowo :)Dubaj cd
Bogato, sterylnie, betonowo, pięknie…. brzydko, biednie… Dubaj to miasto kontrastów. Z jednej strony petrodolary rosną w wieżowcach i powodują, że budynki wyglądają okazale. Jest czysto. Bardzo czysto. Centrum handlowe Dubai Mall jeśli się nie mylę chyba największe na świecie oferuje czego dusza zapragnie….
Moja dusza zapragnęła przejść przez nie jak najszybciej i zejść z utartej turystycznej ścieżki…. ale o tym za chwilę.
Wstałem rano, zjadłem śniadanie (poprawne śniadanie) z pysznym smoothie (których wypiłem pewnie z 10. Były w takich małych słoiczkach… więc postarałem się żeby się nie zmarnowały ;-)
I zaraz po śniadaniu wyruszyłem zadbać o wrażenia.
Dubaj jest bardzo dobrze skomunikowany metrem. W Zasadzie są tu tylko 2 linie ale jedna biegnie przez cały Dubaj zapewniając dobry dojazd do atrakcji. Bilet kupuje się w automacie albo na stacji. Płaci oczywiście Revolutem. 7 AED (czyli 7 PLN) za bilet w jedną stronę z okolic lotniska pod Burj Khalifa. W godzinach szczytu 8 AED.
Ja się wybrałem właśnie do Burj Khalifa. Skoro to najwyższy budynek na świecie to przynajmniej raz w życiu warto go odwiedzić. Bilet kupiłem OnLine, wydrukowałem (to akurat ważny element) i wysiadłem na stacji Burj Khalifa Metro. Nie skierowałem swoich kroków do centrum handlowego… wyszedłem ze stacji żeby dojść do „wind na górę” chodnikiem. Hmmm… Fakt, doszedłem… droga zajęła mi ok godziny. Oczywiście często zatrzymywałem się na zdjęcia… ale nie tylko dlatego. Miasto zbudowane jest w taki sposób, by było dostępne dla samochodów. Ludzie są na 2-im miejscu. Ludzie powinni mijać sklepy w centrum handlowym a nie szlajać się po ulicach ;-) I coś w tym jest. Na ulicy minąłem może kilka osób na całej mojej trasie. Może było ich tak mało na ulicy bo wszyscy byli w kolejce… masakra. Kolejka jak stąd do tamtąd… końca nie było widać. Jedna dla tych co mają bilety (te wydrukowane również), inna dla tych co mają je na komórkach i jeszcze inna dla innych… generalnie sajgon… nikt nic nie wie. Stoisz i liczysz na szczęście.
Od momentu jak stanąłem w kolejce po bagatela 1h30 min byłem już na górze….
A jak jest na górze… tak jest, że ten raz w życiu warto było w tej kolejce odstać. Widoki na 124 piętrze super. Nie dostąpiłem tego szczęścia żeby wjechać na 148p z powodu ceny biletu. 530 PLN kosztuje taka gratka.
Ja spędziłem na górze jakieś 30 minut i ustawiłem się do kolejki w dół na kolejne 60 min. Dlaczego tak: okazało się, Ze zepsuła się jedna z najszybszych wind na świecie. I dzisiaj działała tylko jedna. No cóż… bywa. Ja poświęciłem ten czas stojąc w kolejce na ankietę AccorHotels za którą otrzymam 500 PKT. Czyli zarobiłem w przeliczeniu 40 PLN :-)
Jedna rzecz w Burj Khalifa jest super. Internet! Połączenie jest tak szybkie, że mało brakowało a bym cały internet ściągnął sobie do poczytania na później :-)
Burj Khalifa za dużo mi tego czasu zabrał… mimo to wracając w stronę metra zrobiłem to jak rasowy turysta z katalogu. Przeszedłem przez całe Dubai Mall. Widziałem tysiące sklepów, przemierzyłem dużo kilometrów, niezliczone ilości ruchomej podłogi aź dotarłem do metra. Szybko się zapakowałem i to właśnie tam przy World Trade Center postanowiłem spróbować swoich sił poza przepychem…
Tutaj ludzie żyją zupełnie inaczej. Zakurzone samochody, sklepy… ludzie ubrani po ichniemu. Ja jedyny biały w dzielnicy. W kilku miejscach dało się zauważyć przez otwartą bramę jak oni tu mieszkają. Nie robiłem zdjęć. Uważam, że nie wypada. Zresztą chyba by nikt nie uwierzył, że to ten sam bogaty Dubaj, raptem pół kilometra od głównej ulicy.
Tam też zjadłem. W lekko może obskurnej, ale tutejszej prawdziwej restauracji. Takiej gdzie i tutejści jedzą. Ravi Restaurant. Polecam. Można się najeść i nie pójść z torbami.
Teraz już czekam na samolot do Kuala Lumpur z przesiadką w Singapurze. Linie Singapore Airlines. B777. I tutaj liczę na porządną kolację i śniadanie w odróżnieniu od ostatniego 5h lotu UA ;-)Private Internet Access
Z Norda zrezygnowałem w okresie próbnym :-)Z przyjemnością donoszę, że dotarłem właśnie do Singapuru. Pędzę łapać samolot do KUL. Kilka wrażeń pisanych w trakcie lotu:
W drodze…
Jestem właśnie prawie nad Indiami. Konkretnie najedzony... kolacja zaprawiona dla smaku czerwonym winem. I równie czerwonym popita na deser ;-)
W sumie to na deser były też lody. Więc lody też popiłem ;-)
Mi się po prostu nie chce spać… korzystam więc z okazji i napiszę Wam kilka szczegółów technicznych dotyczących tego i następnego lotu.
Zacznijmy od tego dlaczego lecę do Kuala Lumpur zamiast zostać dłużej w Singapurze.
W sumie to z 2 powodów - ponieważ tam jeszcze nigdy nie byłem. W Singapurze zresztą też nie. Ale kiedy szukałem lotów do Singapuru okazało się, że ten sam lot do SIN kosztuje dużo taniej jeśli wezmę łączony do KUL. No to wziąłem. Ci marketingowi magicy zawsze znajdą na mnie jakiś sposób :-)
Oczywiście mogłem jeszcze taniej… ale tą trasę wolałem pokonać porządnymi liniami bez długich przesiadek np w Indiach i „tanimi liniami”
Bo myślałem, że się wyśpię…. a nie śpię. Bo mi się nie chce. Padnę jak mucha… pewnie gdzieś pod Singapurem i opudzę się w hangarze jak będą myć samolot ;-)
No dobra ale czy klasa ekonomiczna w SQ ma jakieś zalety. Owszem. Same :-)
Wyliczę kilka: siedzenia są bardzo wygodne z miękkim jak poduszeczka w domu zagłówkiem. System pokładowy z kilkunastoma nowymi filmami. Bardzo dobrze działający tablet. Reaguje na delikatne dotknięcie. Miejsce które wybrałem to 45G (czyli w rzędzie środkowym przy korytarzu). Dlaczego właśnie to miejsce? Miejsca w ekonomicznej klasie są w układzie 3x3x3. Lot jest nocny ale długi. Siedząc przy oknie musiałbym budzić pasażerów gdyby mi się chciało do ubikacji. Gdybym siedział w rzędzie z oknem ale przy korytarzu oni budzili by mnie (gdybym spał). Siedząc tu gdzie siedzę sam decyduję kiedy wstaję, kiedy idę i nikt nie musi przeze mnie przeskakiwać. Jest perfekcyjne. A, że znowu nikt nie chciał obok mnie siedzieć (czyli w środku trójki), to pomiędzy mną, a najbliższym współpasażerem jest wolne miejsce. Jak w klasie biznes na krótkich lotach :-)
Dostałem skarpetki, szczoteczkę i pastę, poduszkę i kołderkę.
Jest jednak uwaga dla tych co mają w planach lot SQ samolotem B777-300ER: nigdy ale to nigdy nie wybierajcie miejsca 41C oraz 41H. Seat Guru mówi, że to dobre miejsca z dużą przestrzena na nogi. Zgadza się. Tyle, że ta przestrzeń to korytarz na środku którego się siedzi z podkulonymi nogami. Inaczej wózek nie przejedzie albo ktoś się o nasze nogi potknie. Unikać jak ognia! Tego siedzenia nie powinno być w samolocie.
Na pokładzie jest WiFi. Kosztuje od 7USD za 15MB do 20 za 50MB. Z racji mojego zawodu nawet chciałem skorzystać z tej najtańszej opcji żeby zobaczyc jak to działa. Traf chciał, że przy próbie aktywacji WiFi dostałem informację, że Indie nie pozwalają na korzystanie z Internetu nad ich terytorium. No trudno. Ja byłem gotowy ale Indie były przeciwko mnie ;-)
Nawet się chwilę przespałem. Na 2h przed lądowaniem rozpoczął się serwis nr 2. Wciągnąłem wiec croissanta z kurczakiem, herbatkę i sok.Taka ciekawostka. W rękawie przy wyjściu z samolotu stały pielęgniarki z termometrami + urządzeniem nakierowanym i sprawdzającym temperaturę wszystkich wysiadających osób.
Jak ktoś chory to na bok... a tam już nie chce wiedzieć co mu robili ;-)))
I kilka fotek z lotu.
Lot SIN - KUL na najwyższym poziomie dzięki SQ. Samolot A330. Super wygodny szerokokadłubowiec (2x4x2) na locie ok 30minutowym. Obsługa zdążyła podać kawę i już lądowaliśmy:-)
Jak by ktoś chciał obejrzeć filmik z całego lotu to jest pod tym linkiem.
https://youtu.be/Ks9ep6RMkn4
Lotnisko jest nieźle skomunikowane z centrum miasta. Ja wybrałem „PKS” bo mimo, że jedzie dłużej (niż pociąg) to chciałem sobie powygladać przez okno. Koszt dojazdu na dworzec główny to 10MYR czyli prawie 10PLN. Za 18MYR można wziąć opcję dowozu pod drzwi hotelu. Tak też zrobiłem. Bilet na autobus tylko za gotówkę. Pieniążki należy wypłacić korzystając z Revoluta na terminalu. Jest tu kilku operatorów autobusów. Przychodzi się na dworzec i wrzuca kule do maszyny losującej… totalne chybił trafił. Ja podjechałem pod same drzwi Pullmana.
W hotelu z racji statusu Gold otrzymałem upgrade (duży pokój na 22p), owoce i wodę w ładnej szklanej butelce. No i oczywiście 2 welcome drinki (bo mimo, że jestem sam to przecież pokój jest dwuosobowy) Oba wypiłem na 10p hotelu na tarasie z basenem.
Po Kuala Lumpur zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać przed przyjazdem. Ale nie wiem dlaczego w zasadzie jeszcze z samolotu jak zobaczyłem palmy, wszędzie palmy, lasy palmowe… to już wiedziałem, że będzie dobrze. Z tą myślą zacząłem wędrówkę.
Jak tu jest… po całym dniu wędrowania, po przemierzeniu na pieszo może ze 30 km powiem tak: FANTASTYCZNIE, CUDOWNIE, WSPANIALE… zakochałem się w tym mieście. Nie wiem… może nie widziałem wszystkiego ale duch tego miasta jest niesamowity.
Swoje pierwsze kroki skierowałem na lokalny market. Tylko nie ten z ciuchami… z owocami.
Owoce kolorowe jak tęcza. Znane i takie co pierwszy raz w życiu widziałem. Na stoisku z owocami spędziłem dużo czasu rozmawiając z lokalnymi i turystami. A o czym się tutaj rozmawia?
To może zacznijmy od tego: każdy z nas wie jak pachną śmierdzące skarpetki. No takie powiedzmy po jednym dniu w przemoczonych butach. To teraz wyobraźcie sobie te same skarpetki tylko po 2 tygodniach na nogach i w przemoczonych butach…. to jeszcze nie koniec. O ile to sobie jeszcze jakoś można wyobrazić (chociaż to już niezły hardcore) to pytanie kto miałby ochotę spróbować jak smakują takie skarpety? I to jest właśnie durian, najstraszniejszy owoc świata. Kto był w Malezji, a nie jadł duriana to w Malezji nie był ;-).
Ja byłem, spróbowałem… minęło kilka godzin, a ja czuję skarpety. Dobrze, że mnie na noc do hotelu wpuścili ;-)
Pewnie są jacyś fani tych skarpet… ja nie jestem ;-) Temu owocu już podziękujemy.
Na wszelki wypadek kupiłem od razu kilka innych nieznanych mi owocków więc szybko po durianie je wszamałem, żeby jakoś złagodzić smak i zapach śmierdziucha wszech czasów ;-)
Dzień spędziłem na chodzeniu po mieście. Zaczynając od targu o którym wyżej, przez wspaniałe parki z cudownymi roślinami aż do wizyty na 86p Petronas Twin Towers. Miasto jest bajecznie zielone. Może to z roślin pochodzi duch tego miasta i dlaczego tak dobrze się tutaj czuję.
Jeśli chodzi o Petronas Towers bilet kupiłem wcześniej online na godz 19.00. Miałem nadzieję, że załapię się na trochę jeszcze światła, a jeszcze więcej nocy. I tak było. Gdybym teraz miał porównać Burj Khalifa z Petronas Towers to na BK raz w życiu wystarczy. Tutaj chętnie wjadę jeszcze tyle razy ile razy zawieje mnie do tego miasta. Wjazd był dobrze zorganizowany i punktualny. Cała wizyta od wjazdu do zjazdu trwa ok 45 min. I było warto każdej minuty spędzonej na górze.